czwartek, 22 listopada 2012

Liebster Awards

I don't know why, ale dostałam jedną nowinację do Liebster Awards :D Nominacja ta jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Po odebraniu nagrody należy należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
Pytania, które otrzymałam od amore-immortale.blogspot.com :

1. Jakie kraje odwiedziłaś?Irlandie, Czechy i Niemcy.
2. Jakie masz zdanie na temat związków homoseksualnych?Miłość, to miłość - a czy miedzy kobietą a mężczyzną, czy np. dwoma mężczyznami to nie ma znaczenia ^^
3. 3 ulubione blogi?

http://amore-immortale.blogspot.com
http://my-life-is-suck.blogspot.com

http://maybe-dreams-come-true.blogspot.com/
4. Ulubiony kraj/kulturaAnglia, kultura angielska ;D
5. W jakim miejscu na świecie chciałabyś zamieszkać?W Londynie ♥
6. Jakie masz zdanie na temat JB (Justin Bieber)?Lubię go ;) Ma zajebiste piosenki ; *
7. Twoim zdaniem najpiękniejszy język świata.Wg. mnie każdy język jest piękny, ale ja osobiście najbardziej lubię język angielski ;)
8. Co cenisz u płci przeciwnej?Szczerość, otwartość, tolerancje i poczucie humoru :D
9. Najpiękniejsza sentencja?
Liczy się nie to, kim ktoś się urodził, ale kim wybrał, by być. ~ Joanne Kathleen Rowling
10. Płaczesz częściej oglądając film czy czytając książkę?Zdecydowanie częściej czytając książki.
11. Najpiękniejsze słowa jakie chłopak może powiedzieć dziewczynie?
"Przepraszam Cię za moje wady, których jest tak wiele, ale kocham Cię i chcę, żebyś i ty pokochała mnie równie mocno. Skradłaś moje serce, bez ciebie jak bez serce, nie mogę żyć" *.*
Więc ja nominuję:
1. http://my-life-is-suck.blogspot.com/
2. http://forever-young-directioner.blogspot.com/

3. http://maybe-dreams-come-true.blogspot.com/
4. http://illusory-love.blogspot.com/
Przepraszam, wiem że powinno być 11, ale po prostu jestem tu od niedawna i jeszcze się nie zaczytałam ^^ Reklamować w komentarzach swoje blogi, a na pewno wpadnę i być może ta lista się wydłuży ;)

A oto moje pytania:
1. Ulubiony kolor?
2. Którego chłopca z 1D lubisz najbardziej?
3. Jaka piosenka najbardziej ci się podoba z płyty TMH?
4. Jesteś typem buntowniczki czy wręcz przeciwnie?
5. Ulubiona książka?
6. Wolisz oglądać filmy czy czytać książki?
7. Przedmiot, bez którego nie możesz wytrzymać dnia to..?
8. Team Edward czy Team Jacob?
9. Masz jakieś motto życiowe? Jak tak to napisz jakie.
10. Co skłoniło cię do pisania bloga?
11. Opisz swój ideał chłopaka.



niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 2

         

        Dzisiejszy dzień postaram się przeleżeć w domu. Choć nie wiem czy mi się to uda, ponieważ jak trzeba to nie umiem leniuchować. Kostka już nie bolała, bynajmniej nie bolała kiedy leżałam i nią lekko ruszałam. Postanowiłam zrobić sobie na śniadanie płatki. Z chodzeniem było gorzej – kulałam ale nie było źle. Usiadłam przy stole i zjadłam porcję musli. Następnie poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic i ubrałam się. Kogoś przypomina mi Dan, ale kogo? To było pytanie na które nie mogłam udzielić sobie odpowiedzi. Pokuśtykałam do kanapy i wzięłam do ręki książkę, która leżała na stoliku do kawy. Moja ostatnia lektura, która przeczytałam jakieś dwa tygodnie temu … „Makbet” Szekspira. Nie da się zaprzeczyć, że dla niektórych książka bardzo ciekawa choć jak dla mnie trochę za krwawa. Patrzyłam się w sufit nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie mogłam się pozbyć myśli o moim byłym chłopaku Then’ie. Ostatni raz widziałam go w parku, rok temu, nic nie mówiło o tym, że go więcej nie zobaczę – wygłupialiśmy się, przytulaliśmy, śmialiśmy i rozmawialiśmy. Byliśmy szczęśliwi. Then nie zachowywał się jakoś nieswojo, ani nic takiego. Następnego dnia gdy do niego zadzwoniłam jego numer nie odpowiadał, a po pewnym czasie okazało się, że został wypisany ze szkoły. Miałam do niego żal o to, że się ze mną nie pożegnał. Gdyby nie Liz dalej bym miała doła i pewnie byłabym kompletnym odludkiem. Dan zachowuje się jakby znał mnie od lat… Nie wiem czemu, ale niektóre jego zachowania wydają mi się dobrze znane, nawet sposób w jaki mówi. Ale to może być przypadek, choć gdyby nie, tłumaczyłoby to czemu Dan wydaje mi się znajomy, oczywiście ma inne włosy i jest wyższy, ale w sumie Then mógł urosnąć, a włosy można różnie strzyc i farbować. A jego oczy są identyczne… To dziwne… Weszłam na fejsa, z myślą, że Dan będzie… Niestety go nie było. Napisałam mu tylko wiadomość, którą mógł wiedzieć tylko Then.
         Ja: Hej Then, mój ty krabie.
         Z tym jest pewna historyjka. Kiedyś Then zamiast powiedzieć „skarbie” powiedział „krabie”. Mieliśmy z tego niezły ubaw i od tamtej chwili tylko my wiedzieliśmy o co chodzi. Liz nigdy nie mogła się połapać o co nam właściwie chodzi i wkurzało ją, że nie chcemy jej tego powiedzieć. No bo kto by się połapał o co chodzi jak dwoje ludzi wyzywa się od krabów? Jeżeli to naprawdę on, będzie widział o co chodzi. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Skakałam na jednej nodze, żeby otworzyć drzwi. Stała za nimi Liz. Uśmiechnięta i pełna energii wleciała do mojego mieszkanka i klapnęła na kanapę.
          - Co ci się stało w kostkę kochanie? – zapytała ze zdziwieniem.
          - Źle stanęłam i to wszystko.
          - OK, a tak serio? – czemu nie umiem kłamać?
          - Biegłam do domu i skręciłam kostkę.
          - Nie żartuj? Czemu?
          - Pocałowałam Dan’a, ale tylko dlatego, że to na mnie wywarł.
          - Co? – Liz nie ogarniała tego co mówię.
          - No to co słyszysz, to była wielka pomyłka. Uciekłam, bo nie umiałabym spojrzeć mu w oczy po tym wszystkim…
          - O stara, wkopałaś się… - Liz zagwizdała.
          - Dzięki za wsparcie – przewróciłam oczami i usiadłam obok mojej przyjaciółki.
          - Ale dość o mnie. Z Kris’em gdzieś zniknęliście. Co się działo? – uśmiechnęłam się łobuzersko, a Liz dała mi kuksańca w bok.
          - Nic, byliśmy chyba na wszystkich atrakcjach, a potem – Liz zachichotała. – Poszliśmy do niego.
          - Nie wierzę! – zaśmiałam się.
          - O boże, Sam, ty zawsze myślisz tylko o jednym – ja i moje skojarzenia, haha. - Poszliśmy do niego oglądać film, włączyliśmy jakieś denne romansidło i zamiast oglądać całowaliśmy się – wyszczerzyła się.
          - Nie sądzisz, że to za szybko? – zapytałam.
          - Nie chcę tego robić, ale nie dajesz mi wyboru. Ty całowałaś się Then’em w pierwszy dzień szkoły kiedy graliśmy w butelkę.
          - Właśnie co do Then’a… - zacięłam się.
          - Hmm? – Liz była zaciekawiona.
          - Wydaje mi się , że Then to Dan. I wiem, że pewnie uznasz mnie za wariatkę, ale dużo rzeczy się zgadza. – opowiedziałam jej wszystkie moje obserwacje.
          - O ja pierdole…
          - Lepiej bym tego nie ujęła – przyznałam Liz rację.
          - Ale co on se kurwa myśli? Że co? Nagle pojawi się z powrotem i wszystko będzie po staremu? – moja kumpela co raz bardziej się nakręcała.
          - Wiem i jeśli to naprawdę on nie wrócę do niego.
          - No ja myślę kochana, bo jeśli nie, będę zmuszona ci przywalić.
          - Oh, dziękuję. To miłe z twojej strony – rzuciłam sarkastycznie śmiejąc się, ale Liz miała rację, jeśli to Then, to nie mogę z nim być po tym jak przez niego cierpiałam.
          Zjadłyśmy z Liz u mnie obiad, a następnie ona się zwinęła, bo miała randkę z Kris’em. Stwierdziłam, że już dość się nasiedziałam w domu i wyszłam z domu. Bez celu ruszyłam przed siebie. Nagle wjechał we mnie zza zakrętu gościu na desce. Wywaliłam się na moją osłabioną nogę i zawyłam z ból. Był on nie do opisania i przenikał całe moje ciało. Wczorajsze skręcenie kostki było niczym względem tego co teraz czułam.
           - O boże, sory – rozpoznałam po głosie gościa, z którym wczoraj zaliczyłam zderzenie koło młyna.
           - I kto tu na kogo wpada, hę? – powiedziałam chociaż kręciło mi się w głowie.
           - To nie pora na żarty – chłopak był przejęty. – Boli? – lekko podniósł moją prawą nogę, a ja krzyknęłam. – To chyba znaczyło tak. Szpital jest blisko zabieram cię tam – poczułam tylko jak bierze mnie na ręce i niesie w nieznanym mi kierunku.
           Obraz przed oczami miałam rozmazany. Jedyne co czułam to ból. Gdy moje oczy zaczęły odzyskiwać ostrość zobaczyłam tego kolesia z którym wczoraj się bluzgałam. Dopiero teraz zauważyłam, że jest mega przystojny. Miał zmartwioną twarz. Nagle nasze spojrzenia się spotkały.
           - Trzymasz się jakoś? – zapytał z troską.
           - Tak, ale masakrycznie boli mnie noga.
           - Przepraszam, nie chciałem ci nic zrobić, jechałem jak jakaś pokraka.
           - Nie, spoko, każdemu mogło się zdażyć…
           - Wiesz, tą dzisiejszą wersje ciebie jestem gotowy polubić – zaśmiał się, a ja odpowiedziałam uśmiechem.
           - Twoja dzisiejsza wersja też mi bardziej odpowiada – na jego twarzy pojawił się smile.
           Po naszej krótkiej konwersacji byliśmy już w szpitalu. Dopiero teraz zorientowałam się, że chłopak musiał biec, ponieważ szpital wcale nie był tak blisko. Z miejsca „wypadku” do szpitala był jakiś kilometr jak nie więcej. Chłopak delikatnie posadził mnie na jednym z krzeseł w szpitalu i podszedł do pielęgniarki. Po chwili wrócił, ale lekko wkurzony
           - Jacy pojebani ludzie tu pracują. Ta piguła powiedziała, że zawoła lekarza za chwilę, bo teraz musi zajarać – zaśmiał się sztucznie. – I weź tu bądź pacjentem jak tacy debile tu pracują.
           - Ej, uspokój się, przecież nie umieram, mogę poczekać – zarzuciłam chłopakowi rękę na ramię i uśmiechnęłam się serdecznie.
           - A ogółem co z nogą?
           - Mogę nią ruszać, ale jeszcze trochę boli.
           - Mógłbym zerknąć? – zapytał.
           - Jasne – zaczął lekko uciskać moją kostkę, gdyby nie to, że czułam ból pewnie byłby to niezły masaż.
           - Czy jak dotykam mocno boli?
           - Nie, może trochę, ale nie aż tak mocno – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
           - E to raczej będzie OK. A tak w ogóle jestem Jake. Z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić – zaśmiał się.
           - Sam – podaliśmy sobie dłonie, a po chwili przyszedł lekarz.
           - Dzień dobry, które z państwa doznało urazu nogi? – zapytał doktor, wyglądał na jakieś 28 lat, ale nie więcej.
           - Ja – powiedziałam.
           - To zapraszam panią do mojego gabinetu. Da pani radę dojść czy woli pani pojechać na wózku?
           - Powinnam dać sobie radę sama.
           - Dobrze. Niech pani chłopak tutaj poczeka, myślę, że nie dolega pani nic poważnego… - doktor przystał gdy zauważył, że patrzymy po sobie z Jake’iem rozbawieni.
           - Tak w sumie to nie jest mój chłopak – powiedziałam zasłaniając ręką usta żeby się nie roześmiać.
           - Och, przepraszam – lekarz podrapał się po głowie. – Będę miał nauczkę na przyszłość żeby nie łączyć ludzi w pary – odchrząknął. – No więc niech pan tu poczeka, zaraz wrócimy.
           - Okey, tylko pójdę po colę do automatu i tu poczekam.
           Wstałam z krzesła i pokuśtykałam za doktorem. Szczerze mówiąc nie było aż tak źle. Jakoś chodziłam więc jest OK. Po krótkim marszu znalazłam się w gabinecie i doktor mnie przebadał. Stwierdził, że miałam dużo szczęścia nic sobie nie łamiąc i jedyne co zrobił to zmienił mi bandaż na kostce. Kazał mi brać środki przeciwbólowe gdyby ból był nie do zniesienia i dużo odpoczywać, wypisał mi zwolnienie z W-F’u na miesiąc i to by było tyle. Wróciłam do poczekalni gdzie Jake popijał colę.
          - Dasz łyka? – zapytałam, a po chwili Jake wręczył mi puszkę.          Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem spragniona i zamiast jednego łyka wypiłam połowę zawartości. Po oddaniu chłopakowi coli, chłopak spojrzał na mnie wytrzeszczonymi oczami, ale tylko wzruszył ramionami i dokończył to co jeszcze było w puszce.
         - Słuchaj, głupio mi, że cię tak urządziłem więc pomyślałem, że może dasz się zaprosić na jakiś wypad do restauracji. W dowolnym terminie, może być nawet zaraz – chłopak uśmiechnął się promiennie.
         - Wiesz co, dzisiaj to chyba spasuję, wolę dostosować się do zaleceń lekarza, ale myślę, że w przyszłą sobotę możemy się zgadać.
         - Okey, jakby co pisz – podał mi swój numer telefonu, a ja podałam mu swój. – Co do miejsca to się nie przejmuj, ja już wybrałem idealną lokację, do ciebie należy wyłącznie podanie godziny, bo dzień już podałaś.
         - Mi to pasuje – zaśmiałam się.
        Jake odprowadził mnie do akademika chociaż nalegałam żeby tego nie robił, ale był nieugięty i zdecydowany. Ogółem zauważyłam, że Jake wie czego chce i nie da sobie w kasze dmuchać. Po dojściu do akademika pożegnaliśmy się, a resztę dnia spędziłam w swoim mieszkanku, myśląc o tym jaką cholernie pechową mam kostkę.

________________________________________________________________
No i jest drugi rozdział ;D Mógłby być lepszy, ale ocenę zostawiam wam. Dziękuję za wszystkie komentarze i odwiedziny, to wiele dla mnie znaczy. Tak jak ostatnio proszę was o jakikolwiek komentarz pod rozdziałem. Nie oczekuje jakiegoś spamu, wystarczy nawet jedna litera, chcę po prostu wiedzieć czy ktoś to czyta. Pozdrawiam ;)

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 1


         - Rusz swoje cztery litery, Sam! - pod moimi drzwiami w akademiku stała Liz, która darła się na całe gardło.
         - No już, już!  Muszę jeszcze ubrać buty - pospiesznie wsuwałam na swoje stopy czarne szpilki, które uszykowałam sobie już tydzień temu na tę dyskotekę.
         - Jak przez ciebie się spóźnimy... - nie dałam jej dokończyć, bo pospiesznie wyszłam z pokoju i już zamykałam za sobą drzwi.
         - Przestań, przecież już idziemy - wywróciłam oczami i przytuliłam przyjaciółkę na przywitanie.
         - Wiesz jak mi zależy na tym, żeby pokazać się z jak najlepszej strony Max'owi - popatrzyła na mnie swoimi zielonymi oczami podkreślonymi czarną kredką.
         - Wiem, ale nie masz się czym przejmować, w tej czerwonej kiecce wyglądasz zabójczo - uśmiechnęłam się.
         - Dzięki kochana, ty również wyglądasz ekstra.
         Na dyskę dotarłyśmy w samą porę. Poszłyśmy do baru i zamówiłyśmy po drinku, a następnie ruszyłyśmy na podbój parkietu. Zauważyłam jak Max tańczy z jakąś laską dlatego pociągnęłam Liz do jakiegoś przystojnego chłopaka, a oni zaczeli tańczyć. Uff... Problem z głowy. Przecisnęłam się między tańczącymi ciałami i ponownie usiadłam na stołku barowym.
         - Poproszę piwo z sokiem malinowym - powiedziałam do barmana.
         - Już się robi - barman chwycił szklankę wlał sok malinowy i nalał piwo z nalewaka, a następnie podał mi. - Proszę.
         Zaczęłam powoli sączyć mój napój i zastanawiać się co takiego Liz widzi w Max'ie. Poza tym, że jest w szkolnej reprezentacji piłki nożnej nie ma w nim ani urody ani charakteru - kompletne zero. Przyglądałam się jak Liz tańczy z tym kolesiem, którego dla niej wypatrzyłam. Wydawało mi się, że jej się spodobał, bo uśmiechała się do niego zalotnie podczas gdy on kręcił nią w rytm muzyki również się uśmiechając. Gościu był o wiele przystojniejszy niż Max więc wolałabym, żeby Liz wybrała jego a nie tego debila. Jutro zapytam się jej o tego kolesia. Po 10 minutach sączyłam już kolejne piwo i dalej wpatrywałam się w ludzi wirujących na parkiecie.
         - Co taka ładna dziewczyna robi sama przy barze? - usłyszałam męski głos koło siebie, obróciłam się w tamtą stronę.
         Na stołku po mojej lewej stronie siedział ciemny blondyn z oczami o kolorze błękitu oceanu. Miał na sobie ciemne jeansy, białą koszulkę i czarną skórę.
         - Mogłabym zadać ci to samo pytanie przystojniaku - ponieważ miałam we krwi już trochę alkoholu od razu zaczęłam do niego zarywać gdy zauważyłam, że z niego niezłe ciacho.
         Nieznajomy tylko pokazał mi swoje białe zęby w uśmiechu i wyciągnął do mnie dłoń.
         - To jak, zatańczysz...Nieznajoma? - powiedział puszczając do mnie oczko.
         - Sam i tak, zatańczę Nieznajomy - na mojej twarzy zagościł banan.
         - Proszę, mów mi Dan.
         Tańczyliśmy w rytm muzyki elektronicznej co jakiś czas podchodząc do baru po kolejne drinki. Bawiłam się wyśmienicie, a Dan wydawał mi się nieziemsko przystojny i fajny. Gadaliśmy na różne tematy, których nie pamiętam, ale i tak śmiałam się bez opamiętania. Co jakiś czas wymieniałam z Liz spojrzenia typu: "No, no niezły towar ci się trafił". Przed końcem dyskoteki film mi się urwał i nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
* * *

         Obudziłam się dopiero po 12 z okropnym bólem głowy i uczuciem jakbym zaraz miała zwymiotować. Nigdy więcej nie będę piła tyle alkoholu na jednej imprezie. Nawet nie chcę wiedzieć jak teraz wyglądam, ale mimo woli spojrzałam w dół. Jest dobrze, nie zrzygałam się na siebie przez sen, a na sobie dalej miałam moją małą czarną. Po 10 min biegłam do kibla i zaczęłam rzygać. Co za los, a po co tyle chlałam? Przecież jeszcze nigdy w życiu się nie upiłam. Przez cały czas jak zwracałam trzymałam swoje brązowe włosy jedną ręką, aby ich nie zarzygać. Wracając do łóżka przejrzałam się w lustrze i się skrzywiłam. Wyglądałam jak pół dupy zza krzaka i tak samo się czułam. Doczłapałam do kuchni i wlałam sobie do szklanki wody, którą zwilżyłam usta i gardło. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, jedyne za co mogłam być wdzięczna to to, że była sobota. Wróciłam do łóżka i włączyłam telewizor. Byłam tak wyczerpana, że nawet nie mogłam skoncentrować się na moim ulubionym serialu. Przełamałam się i przebrałam się w to. Poszłam do łazienki, związałam włosy w kitkę i umyłam twarz. Postanowiłam, że dobrze zrobi mi spacer na świeżym powietrzu z Liz. Ubrałam moje Conversy i ruszyłam przez korytarz akademika do pokoju Liz. Zatrzymałam się przed jej drzwiami i zapukałam jednak nikt mi nie odpowiedział. Po chwili zapukałam ponownie.
         - Kto, czego chce?! - usłyszałam Liz, była zaspana.
         - To ja, weź mnie wpuść - odkrzyknęłam.
         Usłyszałam jak Liz przekręca zamek w drzwiach i je otwiera przede mną. Stwierdziłam, że wygląda podobnie jak ja kiedy wstałam, jednak miała na sobie koszulę nocną, a nie sukienkę z dyskoteki.
         - Wczoraj koleś z którym tańczyłaś wynosił cię na rękach, bo film ci się urwał, a teraz zasuwasz do mnie tak wcześnie... - powiedziała i ziewnęła.
         - Wcześnie? Jest 14... - spojrzałam na nią z krzywym uśmieszkiem.
         - O kurde! Na 15:30 umówiłam się z Kris'em!
         - Aa! To tak się nazywa ten chłoptaś.
         - Taa, ja chociaż zdążyłam się umówić z chłopakiem, a ty po prostu zemdlałaś - pokazała mi język.
         - Ubieraj się, a nie się przekomarzasz. Idę na spacer, powodzenia - pożegnałam się i wyszłam na zewnątrz.
         Postanowiłam, że przejdę się do parku. Słońce grzało a ptaki śpiewały co sprawiło, że ból głowy lekko ustąpił. Na drzewach zaczęły pojawiać się już pąki kwiatów a trawa wręcz zieleniała w oczach. Wszędzie dało się zauważyć pierwsze oznaki wiosny, która w tym roku zaczęła się bardzo szybko. Niedługo skończę szkołę Dallas High School Historic District i wybieram się do Londynu. Pewnie tam znajdę studia z profilem na jaki chcę iść, ale co ważniejsze chcę po prostu zwiedzić to miasto. Moja mama i tata są zapracowani i w sumie nigdy nie miałam wakacyjnego wyjazdu z nimi. Jeśli jechałam gdzieś w wakacje to albo z Liz, jej rodzicami i starszą siostrą, albo do babci do Phoenix. Co tam wiele mówić, moje życie nigdy nie było szczególnie ciekawe. Jedyne na co nie mogę narzekać to na kasę, bo moi rodzice przez to że tyle pracują mają sporo kasy - są politykami, a wiadomo, że oni dostają kasę za siedzenie i pierdzenie w stołek. 
         Świeże powietrze dobrze wpływało na moją głowę więc nie czułam mdłości i nie chwiałam się na boki. Po całym parku rozpierzchło się dziś sporo ludzi - spacerowiczów z psami, dzieciaków bawiących się w podchody, a także zwykłych ludzi chcących oderwać się od codziennego rumoru miasta. Ci pierwsi wzbudzili we mnie zazdrość, ponieważ zawsze chciałam mieć psa, a w sumie nigdy nie mogłam go mieć - w domu mama mi nie pozwalała kupić psa, a w akademiku nie wolno go mieć. W sumie myślałam żeby wynająć mieszkanie aby kupić sobie jakiegoś psiaka, ale stwierdziłam, że nie mogłabym go zostawiać na całe dnie samego w domu podczas gdy ja miałam zajęcia. Jak zakończę swoją edukacje, przyrzekam, że będę miała pieska. Szłam ścieżką i próbowałam przypomnieć sobie cały, wczorajszy wieczór. No więc poszłam tam z Liz, przyciągnęłam ją do jakiegoś kolesia z którym dziś ona idzie na randkę, poszłam do baru i wypiłam 2 piwa, potem gadałam z jakimś kolesiem...Chyba miał na imię Dan.. Tak! Dan! Poprosił mnie do tańca - tańczyliśmy, gadaliśmy, piliśmy a potem zemdlałam. Liz mówiła, że wyniósł mnie z klubu na rękach. Szkoda, że akurat tego nie pamiętam. Gość wydawał się przystojny, a możliwe że straciłam okazję poznania go już na zawsze. Chyba czas uruchomić najlepszego przyjaciela każdego nastolatka - Facebook'a! Włączyłam fejsa w telefonie i przejrzałam swój profil: 1 zaproszenie do znajomych i 12 powiadomień. Od razu sprawdziłam zaproszenia. Ukazało mi się zdjęcie kolesia z klubu tylko tym razem miał na sobie wyłącznie kąpielowe spodnie do kolan i deską surfingową pod pachą - Dan Write. To musi być on. Zaakceptowałam zaproszenie i szybko przejrzałam powiadomienia. Jak zwykle jakieś konfy pod zdjęciami, których nawet nie warto czytać. Gdy wyszłam z podglądu zdjęcia mojej kumpeli zobaczyłam, że mam jedną wiadomość. Momentalnie znalazłam się w skrzynce odbiorczej.
Dan: Myślałem, że więcej się nie zobaczymy. Hej piękna ;D
Ja: Siemka :) Miałam takie same obawy. Przepraszam, za wczoraj. Upiłam się do nieprzytomności i musiałeś mnie wynosić. Przykro mi ;c
Dan: Co ty, to była sama przyjemność ^^ Choć muszę przyznać, że jak zemdlałaś mi w ramionach to trochę się przestraszyłem.
Ja: O nie, tylko nie mów mi, że zrobiłam coś głupiego...
Dan: Heh ;D Czemu od razu głupiego? Czy to, że ze mną tańczyłaś było głupie?
Ja: Skąd! Przecież wiesz co miałam na myśli :D
Dan: Taa, jeśli o to chodzi to nie miałaś odpałów :P
Ja: Dzięki, uspokaja mnie to C:
Dan: Myślałem trochę nad tym... Może spotkamy się dzisiaj? Oczywiście jeśli chcesz...
Ja: Chętnie :) Podaj czas i miejsce ;D
Dan: Niech pomyślę... Może spotkamy się w wesołym miasteczku? Przyjechali jakiś tydzień temu do miasta, może być ciekawie ;D I może zrobimy se podwójny wypad? Jeszcze z twoją przyjaciółką i jej chłopakiem, Kris'em?
Ja: No wiesz Kris to chyba nie chłopak mojej przyjaciółki albo raczej JESZCZE nie ;D
Dan: No co ty nie powiesz... A wczoraj migdalili się przy barze xD
Ja: Zaczynam żałować, że film mi się urwał xD
Dan: Dziś możemy sobie wszystko we czwórkę naprostować ;D To jak? Spotkamy się w wesołym miasteczku koło 17? Będę przy diabelskim młynie - mam nadzieję, że mnie poznasz :)
Ja: Może być i na pewno poznam ;D
Dan: To do zobaczenia o 17 ;*
Nie zdążyłam odpisać bo Dan się wylogował, a pewnie i tak bym nie umiała. Tak, wiem, zachowuję się teraz jak dziewczynka z podstawówki podniecająca się tym, że chłopak wysłał jej średnik z gwiazdką. Dwa znaki a ile symbolizują...

* * *

         Cholera, już 16:30... Zaraz przychodzi po mnie Liz z Kris'em, a ja biegam po mieszkaniu w samej bieliźnie. Połowa mojej szafy teraz znajdowała się na podłodze, a ja dalej nie znalazłam nic odpowiedniego na dziś. W końcu postanowiłam, że założę to. Poprawiłam swój makijaż - zrobiłam sobie kreski kredką i lekko je rozmazałam nadając efekt smoky eyes. Na usta nałożyłam brzoskwiniowy błyszczyk i byłam gotowa. Musiałam przyznać, że wszystko razem nie wyglądało źle. Zdecydowałam się na luźną kitkę, jednak grzywkę zostawiłam w spokoju - nawet gdybym nałożyła na nią całą puszkę lakieru wróciłaby do swojej pierwotnej postaci po jakieś godzinie.
         Gdy zabierałam telefon i kluczę ze stolika w salonie usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam uroczą parkę stojącą przed moimi drzwiami. Co jak co, ale między Liz a Kris'em było widać chemie. Uśmiechnęłam się do nich i zamknęłam drzwi mieszkania na klucz. Po 5 min. byliśmy na miejscu. Wesołe miasteczko było ogromne, a ja myślałam, że to będzie jakieś gówno. Dan miał rację wybierając na punkt orientacyjny diabelski młyn - górował nad wszelkimi atrakcjami. Skierowaliśmy swoje kroki w jego stronę, lecz po dotarciu nie mogłam odnaleźć Dan'a. Po kilku minutach czekania gołąbeczki stwierdziły, że idą na Spływ Zakochany. Nie broniłam im. Rozglądałam się dookoła robiąc z siebie idiotkę, ale nigdzie nie widziałam Dan'a. No pięknie, wystawił mnie do wiatru. Już miałam odchodzić gdy wpadłam na jakiegoś kolesia. Zatoczyłam się do tyłu, ale dzięki Bogu nie upadłam.
         - Ja pierdole, jak chodzisz?! - krzyknęłam.
         - Ja? Chyba ty - odgryzł się chłopak.
         - Wow, cięta riposta. Normalnie przy tobie to Hardcorowy Koksu się chowa - rzuciłam sarkastycznie.
         - Mała, nie wiesz do kogo mówisz - zaśmiał się.
         - Mała to jest twoja pała! Nie, pięknisiu nie wiem i nie chcę wiedzieć.
         Gościu śmiejąc się odszedł. WTF is it? Usłyszałam za sobą oklaski. Obróciłam się w ich stronę i zobaczyłam Dan'a. No wreszcie się znalazł...
         - Będę pamiętał, żeby z tobą nie zadzierać.
         - Wiesz, już zaczynałam myśleć, że nas olałeś.
         - Przepraszam, miałem kilka minut poślizgu, bo musiałem wyprowadzić psa.
         - Wierzę ci, ale kiedyś sprawdzę czy masz psa - powiedziałam z krzywym uśmiechem.
         - Spoko, zapraszam do mnie. Twist na pewno ucieszy się z twoich odwiedzin i nie zapomnij mu wypomnieć, że przez niego się spóźniłem - uśmiechnął się.
         - Oki, nie zapomnę - podeszłam do Dan'a, a on mnie przytulił.
         Nie widziałam w tym nic nadzwyczajnego, dziś witałam się tak samo z Kris'em i to było normalne. Ok, ok, kogo ja próbuje oszukać, przytuliłam się z Kris'em na przywitanie, ale Dan to co innego...
         - Ślicznie wyglądasz, zresztą wczoraj też - posłał mi perskie oko.
         - Dzięki, ty też wyglądasz niczego sobie - co ja plotę, wyglądał nieziemsko!
         Miał na sobie Vansy, T-shirt i spodenki.
         - Jak już jesteśmy koło diabelskiego młyna to może skorzystamy z okazji i pójdziemy na niego, hmmm?
         - Możemy iść, czemu nie - wzruszyłam ramionami.
         - Dwa na diabelski młyn - powiedział Dan do kasjerki.
         - Zaraz oddam ci kasę za bilet.
         - Chyba sobie żartujesz - chłopak szczerze się zaśmiał.
         - Yyy.. Nie?
         - Nie wezmę od ciebie pieniędzy, bo dzisiejszy wieczór stawiam ja - powiedział i zabrał od kasjerki dwa bilety, które mu podała.
         Weszliśmy do jednego z wagoników. Maszyna ruszyła, a wagonikiem lekko wstrząsnęło. Był on zamknięty więc nie było żądnych pasów, bo pewnie uznali, że są zbędne przy tego typu wagoniku.
         - Dallas wygląda zupełnie inaczej patrząc na nie z góry - powiedziałam na głos, a Dan uśmiechnął się.
         - Niezaprzeczalnie.
         - Opowiesz mi co się wczoraj działo? Nie za wiele pamiętam.
         - Impreza jak impreza, tańczyliśmy i piliśmy. Norma. No prawie... - zaśmiał się.
         - O nie, co odwaliłam? - zdenerwowałam się, na pewno się wczoraj zbłaźniłam.
         - Nic, po prostu mnie pocałowałaś - Dan spojrzał na mnie swoimi oczami.
         - Sorry, serio przepraszam. Zwykle nie całuje się po tym jak kogoś poznam - powiedziałam na koniec śmiejąc się, a Dan mi zawtórował.
         - Nie przepraszaj, bo zrobi mi się przykro, że normalnie byś mnie nie pocałowała - tym razem mówił poważnie, trochę mnie to zbiło z pantałyku, nie wiedziałam co mam odpowiedzieć.
         Nagle młyn się zatrzymał, a wagonikiem wstrząsnęło tak, że wylądowałam na Dan'ie. Żadne z nas nie miał odwagi nic powiedzieć, po prostu się na siebie patrzyliśmy nie mogąc wydusić słowa. Wagonik ruszył a ja zarzuciłam lekko głową, żeby grzywka przysłoniła mi oczy i spróbowałam się odsunąć, ale Dan mi nie pozwolił. Trzymał mnie nie pozwalając mi wstać. Zrobiło mi się dziwnie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Co jeśli okaże się on jakimś gwałcicielem? Jestem jakieś 60 m nad ziemią. Nie mam gdzie uciec. Pozostało mi czekać na rozwinięcie się sytuacji. Dan nic nie robił, wciąż patrzył mi w oczy i nic więcej.
         - Czy bez alkoholu też byś mnie pocałowała? - zapytał.
         - Ja... Nie wiem...
         Zrobiło mi się szkoda chłopaka, wypuścił mnie z uścisku i patrzył na mnie smutnym wzrokiem.
         - Jasne, rozumiem... - powiedział.
         - Nie, nie rozumiesz! Ja... - pomyślałam, że marnym pomysłem byłoby wyjaśniać mu wszystko słowami więc... pocałowałam go.
         Przyciągnęłam jego twarz do swojej i złożyłam na jego ustach lekki pocałunek. Odsunęłam się i ponownie na niego spojrzałam. Co ten chłopak miał w sobie, że tam mnie do niego ciągnęło? Znaleźliśmy się na dole a drzwi wagonika się otworzyły.
         - Przepraszam... - tylko powiedziałam i wybiegłam z wesołego miasteczka.
         Biegłam, a nagle moja kostka wykrzywiła się w dziwny sposób, a ja poczułam okropny ból. Cholera! Innym razem, ale czemu akurat teraz?! Podniosłam się i doczłapałam się do budynku akademika. Szczęście, że miałam w sobie jeszcze na tyle adrenaliny we krwi, że doszłam do swojego lokum w miarę sprawnie. Ściągnęłam buty i walnęłam się na łóżko. Kostka strasznie bolała. Poleżałam 5 min. i poszłam do łazienki po apteczkę. Wyjęłam bandaż i owinęłam nim kostkę aby lekko ją usztywnić. Mimo, że efekt nie był powalający dało się jakoś chodzić. Poszłam do kuchni po puszkę coli, a potem usiadłam na kanapie przed telewizorem i go włączyłam. Leciał Titanic. Włączyłam akurat na scenę, w której Rose leży na tej "tratwie" czy co to tam jest, a biedny Jack zamarza w wodach oceanicznych.
         - Ty głupia krowo... Jakbyś sunęła swoje dupsko to Jack by przeżył... - wyraziłam swoją opinię do telewizora.
         Nie miałam ochoty ani chwili dłużej oglądać tego filmu, bo znałam go na pamięć. Zawsze oglądałam go z Liz gdy leciał w telewizji, odgrywałyśmy też parodie niektórych scen z tego filmu. To były czasu...
         Przebrałam się w piżamę, wystukałam do Liz sms'a, że jestem już w domu i żeby się nie martwiła, a następnie zasnęłam.

_________________________________________________________________
No i mamy pierwszy rozdział, wydaje mi się, że jest OK, ale sami oceńcie ;) Następny rozdział ukaże się jak będzie 10 waszych komentarzy. Czytacie - komentujcie <3 Komentarze dają kopa do działania ;D Teraz jest weekend, ale w tygodniu nie będę miała za dużo czasu na dodawanie kolejnych rozdziałów więc proszę was o wyrozumiałość :3 

piątek, 9 listopada 2012

Prolog


   Niedawno nie uwierzyłabym, gdyby ktoś opowiedział mi taką historię jaką ja przeżyłam. Wyśmiałabym go i powiedziała, że to niemożliwe. No cóż… chyba jednak możliwe skoro mi się to przytrafiło. Dzięki wszystkim błędom znalazłam się tutaj – tu gdzie chcę być. Gdybym mogła zacząć żyć od nowa podjęłabym takie same decyzję, no dobra, nieznacznie ulepszając to i owa, ale… Zresztą wiecie co mam na myśli. Teraz poznałam ludzi, którzy są dla mnie jak rodzina i przekonałam się, że czasami nie można wierzyć pozorom. Mówi się, że nie należy przywiązywać się do ludzi, rzeczy i miejsc, ale chyba każdy się ze mną zgodzi jakie to cholernie trudne. Jestem zwykłą dziewczyną, której życie spłatało niezłego figla, ale gdy upadałam na dno zawsze próbowałam się podnieść chociaż czasami los kopał mnie w dupę i popędzał. Jedno wiem na pewno – nie można się poddawać.

_______________________________________________________________
Przepraszam, że taki krótki, ale po prostu nie miałam na niego pomysłu :| W weekend powinien ukazać się pierwszy rozdział ;) Zrobię w nim poprawki i być może wstawię już jutro - tym razem trochę się rozpiszę, obiecuję ;D Jak już przeczytaliście to zostawcie po sobie chociaż komentarz żebym wiedziała, że ktokolwiek to czyta, będę wdzięczna <3