piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 4

 Obudziłam się tuląc do siebie moją poduszkę. Wygramoliłam się z pościeli i się przeciągnęłam. Zerknęłam na moją komórkę, która wskazywała godzinę 8:30. Co?! Jak sięgam pamięcią tak wcześnie nie wstaje. Po chwili zastanowienia stwierdziłam jednak, że o dalszym spaniu nie ma mowy. Moje ciało kategorycznie odmawiało kolejnej dawki wypoczynku, zamiast tego domagało się sportu. Wyskoczyłam jak z procy i poszłam wziąć prysznic, ponieważ wczoraj wieczorem Jake odwiózł mnie dopiero o 22, bo nad jeziorem zdążyliśmy się powpychać do wody i o wsiadaniu do auta chłopak nie chciał nawet słyszeć. No przecież to jego auto, a co by się wtedy stało z tapicerką? Ahh, faceci... Mimo wszystko cały czas przegadaliśmy. Naprawdę dobrze się wczoraj bawiłam. Ostatni raz tak dobrze spędziłam czas kiedy chodziłam z Then'em... Ale on to przeszłość, nie ma co wspominać. Po szybkim prysznicu ubrałam się i wzięłam deskę pod pachę. Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę skateparku, którego nie widziałam od wieków. Then nie pochwalał mojej pasji do deskorolki, więc nie jeździłam, ale czas to zmienić. Poza Liz i pasją do deski wszystko się zmieniło. Po krótkiej jeździe na deskorolce ulicami miasta dotarłam do skateparku. Ukochany skatepark w Dallas. Kochałam to miejsce. W skateparku był tylko jeden chłopak, który usiadł na jednej z ławek i rzeźbił do kogoś sms'a. Twarz przysłoniętą miał czapką więc nie mogłam go rozpoznać. Nagle dostałam sms'a. Prawie spadłam z deski. Otworzyłam wiadomość.
Jake: Wstawaj śpiąca królewno. Wbijaj do skateparku! ;D
 Chłopak obejrzał się w moją stronę i ujrzałam jego znajomą mordkę. Wyszczerzył się i podszedł ciągnąc za sobą deskę.
 - Hej, ty to masz ruchy. Dostałaś sms'a i już jesteś - powiedział Jake.
 - No jasne, zawsze spoko - pokazałam mu język. - Nie wiem co mi się stało. Wstałam o 8:30 i to bez pomocy budzika.
 - Widzisz, jak chcesz to potrafisz. Nie mówiłaś mi, że jeździsz. - chłopak wskazał na moją deskę.
 - Jakoś wypadło mi z głowy... I tak w sumie to już kilka lat nie jeździłam - przyznałam i spojrzałam na chłopaka spod mojego daszka od czapki.
 - To zaraz sprawdzimy ile pamiętasz - przybił mi żółwika i rozpoczęliśmy jazdę.
 Najpierw zrobiłam ollie'go, potem zrobiłam na desce kilka kickflipów. Następnie kilka frontsidów i backsidów. Zrobiłam nawet Quin flipa. Po krótkim przypomnieniu przeszliśmy na rampę gdzie przypomniałam sobie jak wyskakiwać z deską. Na sam koniec zostawiliśmy sobie handraile, które zawsze były moją specjalnością. Bez problemów przejechałam po rurce i usiadłam na ławce razem z Jake'iem.
 - No, nieźle - powiedział chłopak zdyszany.
 - Nieźle? Chłopaku, ja nawet zadyszki nie dostałam! - powiedziałam szczerząc się.
 Chyba nie jestem w stanie zapomnieć o skateboardingu, to moja pasja. Myślałam, że po takim czasie zapomnę wszystkich tricków, a co dopiero ich nazw, jednak okazało się, że pamiętam je tak dobrze jak alfabet. Czułam się świetnie mogąc położyć nogi na chropowatej powierzchni mojej deski.
 - Jesteś dobra, diabelnie dobra. Od kiedy jeździsz? - zapytał Jake.
 - Jeżdżę od kiedy skończyłam 7 lat. Moje początki były wręcz komiczne. Nie umiałam się nawet odepchnąć tak, żebym nie wylądowała na tyłku. Moja mama nie była zadowolona z tego jakie hobby sobie wybrałam, za to tata, który jak był młody był skatem, wydawał się ze mnie dumny i wspierał mnie w mojej pasji. To on kupił mi pierwszą dechę. Ogólnie lubię wszystko co ma kółka - zaśmiałam się na co Jake mi zawtórował.
 - Ja zacząłem jeździć kiedy skończyłem 15 lat. Moje 6 lat praktyki przy tobie to pikuś.
 - Nie jest źle. Masz dopiero 21 lata. Jeszcze masz kupe czasu ma doskonalenie się - powiedziałam szczerze.
 Rozmawialiśmy jeszcze jakieś półgodziny i ponownie zaczęliśmy jeździć. Przed godziną 10 zaczęli się schodzić ludzie. Ich męska część ciągle na mnie pogwizdywała z uznaniem. Niespodziewanie wśród nich zobaczyłam Max'a. Boże, jak ja go nie cierpię... Niech to będzie ktokolwiek inny tylko nie on. Przypomniało mi się jak kiedyś kumplował się z Then'em. Wtedy jeszcze nie brał sterydów na przyrost mięśni, a teraz wygląda jak jakiś osiłek, który wyszedł z poprawczaka. Jeszcze ta głowa zgolona na łyso, normalnie jak kryminał. Miałam ochotę odjechać stamtąd jak najszybciej gdy skierował swoje kroki w moją stronę. Stanęłam i czekałam, a po chwili dołączył do mnie Jake.
 - Wszystko ok? - zapytał, a ja w odpowiedzi tylko pokiwałam przecząco głową.
 - Sam, wiesz gdzie jest Then? - zapytał Max.
 - Skąd mam to wiedzieć? Nie jestem jego niańką... - powiedziałam wyzywającym tonem czego od razu pożałowałam, bo Pan Cegła spojrzał na mnie krzywo.
 - Wiem, że się z nim widziałaś, nie ściemniaj.
 - A czy ja powiedziałam, że go nie widziałam? Słuchaj uchem, a nie swoimi mięśniami na sterydach - tłumek gapiów wybuchł śmiechem, ale pod naciskiem wzroku Max'a od razu się uciszył.
 - W co ty pogrywasz głupia suko? Prosisz się o manto - Jake od razu zesztywniał gdy usłyszał słowa łysego, wpatrywał się w niego z obrzydzeniem w oczach.
 - Ja się nie proszę, to ty chcesz zaimponować innym bijąc dziewczynę. Myślałam, że stać cię na coś więcej Max.
 - Mów, gdzie jest Then!
 - Zluzuj majty, jakbym wiedziałam to bym powiedziała - rzuciłam mu groźne spojrzenie.
 - Ta babka dla której zostawił cię Then była lepsza od ciebie. Dobra 40-stka nie jest zła w porównaniu z taki wrzodem na dupie jak ty - z jego słów kapała nienawiść.
 - Odpieprz się od niej koleś. Jak tak cię ta 40-stka podnieca to do niej idź, mi nic do tego, ale odczep się od Sam. Ty nawet nie zasłużyłeś żeby ją znać, kupo mięcha - tym razem to był Jake. Zdziwiła mnie jego postawa, a jednocześnie zaimponowała mi. - Gratuluje odwagi, współczuje głupoty. Sterydy ci chyba mózg wyżarły, bo dla twojej wiadomości groźby są karalne, a tu każdy nagrywał co odpierdalasz.
 - Pożałujesz tego laluś, a z tobą Sam jeszcze nie skończyłem - Max cofnął się w tłumek biorąc z bara każdego kto zastąpił mu drogę.
 - Tylko mi nie mów, że się z nim kiedyś spotykałaś - powiedział Jake i uśmiechnął się krzywo.
 - Chyba by mnie musiał rozum opuścić, żebym spotykała się z tym... czymś - nie znalazłam nawet słów, żeby trafnie opisać tego debila.
 Po konfrontacji z Max'em odechciało mi się wszystkiego, poszliśmy jeszcze z Jake'iem na lody i wróciłam do domu. Nie byłam w stanie skoncentrować się na słowach chłopaka, ciągle odtwarzałam sobie w głowie słowa Max'a "Dobra 40-stka"... Nie widziałam czy się wkurzać czy śmiać, przecież to chore, żeby 19-latek chodził z taką starą babą! Wróciłam czym prędzej do domu i dopadłam do mojego laptopa. Kiedyś Then logował się na swoją pocztę przy mnie i zobaczyłam jak wpisuje hasło. Nie zrozumcie mnie źle, nie podglądałam, ale kiedy wstukał datę kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić zrobiło mi się ciepło na sercu. Zaczęłam poszukiwania od jego poczty, hasło pasowało. Pobieżnie przejrzałam wiadomości aż natknęłam się na coś ciekawego - portal randkowy. Otworzyłam wiadomość, w której wyświetliło się zdjęcie jakieś starej rury. Obok był wypisany jej wiek, zawód, miejsce zamieszkania i e-mail. Baba miała 43 lata, była kasjerką w Tesco, mieszkała w Atlancie a jej e-mail był rozbrajający - slodkalandryneczka_20@gmail.com . Ale to jest jeszcze nic w porównaniu z jej wiadomością.
 Jessica pisze...
Kochanie, kiedy w końcu do mnie przyjedziesz? Ja tak chcę mieć Ciebie obok. Mam nadzieje, że rozprawiłeś się z tą dziwką, jak jej tam, Sam? Biedaczku, uczepiła się Ciebie jak rzep psiego ogona, ale w sumie mogłeś od razy jej powiedzieć, że jej nie chcesz. Z tego co mówiłeś to jest brzydka jak noc. Przyjeżdżaj jak najszybciej! Czekam na ciebie, kupiłam sobie nawet lateksowy strój specjalnie dla ciebie. Pamiętasz ten link który mi wysłałeś z tym skąpym strojem pielęgniarki? Wyobraź sobie mnie w nim, a jak przyjedziesz porównamy twoje wyobrażenie z rzeczywistością. Kocham! 
                                                                                                                                Jess
Ja pierdole... Teraz to chyba nic nie jest w stanie mnie zdziwić. Jak pokaże to Liz to ona chyba padnie. Zrobiłam zrzut ekranu i wylogowałam się z poczty. Miałam zamiar wejść jeszcze na ten portal randkowy, ale zrezygnowałam, tyle ile wiem mi wystarczy. Teraz to się brzydzę tego gnoja.  Jak ja mogłam przez niego wylać tyle łez?! Boże, moja głupota była porażająca. W dodatku ten cholerny Max, który wcina się jak stringi w dupę. Dlaczego chciał wiedzieć gdzie jest Then? Coś mi mówiło, że się tego nie dowiem...
* * *
miesiąc później...
 Jest środek maja, za dwa tygodnie zakończenie roku szkolnego. Dopiero tydzień temu Max przestał na mnie posępnie patrzeć i zaczął mnie najzwyczajniej w świecie olewać, i bardzo dobrze. Pewnie spotkał się z Then'em i nie byłam mu już do niczego potrzebna. Co jakiś czas dostawałam od mojego ex jakieś liściki lub wiadomości na fejsie. Wszystkie miały podobną treść: "Kocham cię", "Daj mi ostatnią szansę", "Zachowałem się jak idiota", "Przepraszam"...
Nie chciało mi się nawet tego czytać więc tylko pobieżnie obiegałam wzrokiem całe wiadomości wyłapując tylko niektóre słowa. Pokazałam Liz wiadomość od Słodkiej Landryneczki... Moja przyjaciółka była bardziej wkurzona niż ja kiedy to zobaczyłam, wypowiadała wszystkie przekleństwa i obelgi pod adresem Then'a, które przyszły jej na język. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju, dlaczego Then to zrobił... Przecież dobrze nam się układało, nie kłóciliśmy się i byliśmy uważani za najbardziej dopasowaną parą w szkole. Spotykaliśmy się przez ponad 2 lata i nie przychodziło mi do głowy czemu się tak zachował. Widocznie mimo tych 2 lat, nie znałam go prawie wcale. Zaczęłam ostatnio spędzać czas z Jake'iem. Naprawdę się zaprzyjaźniliśmy pomimo, że nasze pierwsze spotkanie tego nie wróżyło.
 - Kiedy jedziesz do rodziców? - zapytał Jake kiedy siedzieliśmy u niego w mieszkaniu i piliśmy zimną lemoniadę.
 - Zaraz po zakończeniu roku.
 - Myślałem, że jedziesz do Londynu.
 - Bo jadę - powiedziałam popijają łyk napoju. - U rodziców zatrzymam się tylko na dwa dni i z Chicago polecę do Londynu.
 - Mam pewien pomysł - na twarz chłopaka wkradł się uśmieszek, więc nie wiedziałam czego mam się spodziewać.
 - Wal.
 - Ja też będę leciał do Londynu, planowałem w tym tygodniu, ale kiedy powiedziałaś, że po końcu roku też będziesz tam wyjeżdżać, stwierdziłem, że dwa tygodnie w te czy we w te mnie nie zbawią. Cofnąłem rezerwacje swojego biletu i pomyślałem, że mógłbym go zabukować na ten sam dzień i godzinę co ty. Tylko czy chcesz..? - chłopak zakończył swoją wypowiedz i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami.
 Nie dane mi było odpowiedzieć, bo zadzwoniła komórka Jake'a.
 - Moment - powiedział i odebrał telefon. - Halo?... Hejka, jak leci?... Tak, tak, oglądałem, było świetnie.... Kiedy wracacie do Londynu?... Dobrze się składa, bo ja postanowiłem trochę dłużej zostać w Dallas.... Jak się spotkamy to ci wszystko opowiem - chłopak się zaśmiał. - Dobra, trzymaj się, pozdrów ode mnie wszystkich.... Spoko, dam radę załatwić, siema - Jake nacisnął czerwoną słuchawkę i odłożył swój telefon na stolik do kawy.
 - Przepraszam, to był mój kumpel, dawno się nie widzieliśmy, a i porozmawiać przez telefon nie ma kiedy, sorki.
 - Spoko, rozumiem - powiedziałam uśmiechając się. - A co do tego Londynu, to myślę, że to świetny pomysł. Skoro i tak mamy tam oboje lecieć to możemy lecieć razem.
 - Właśnie o tym samym pomyślałem. No dobra, a teraz coś gorszego... Sprawy organizacyjne. Musisz mi powiedzieć jakim masz numer lotu, jaki samolot, z jakiego lotniska odlatujesz, kiedy i o której godzinie, a także jakie masz miejsce w samolocie.
 - Prawdę mówiąc to nie zabukowałam jeszcze biletu... - uśmiechnęłam się nieśmiało, bo Jake wydawał się dobrze obeznany ze wszystkimi sprawami dotyczącymi podróży samolotem, które ja znałam tylko pobieżnie. Nawet nie wiedziałam jak dokładnie przebiega odprawa.
 - To mamy ułatwione zadanie - stwierdził krótko i uruchomił swojego laptopa. Wybraliśmy klasę ekonomiczną, ponieważ zgodnie stwierdziliśmy że nie trzeba wydawać fortuny na jednie 8 godzin lotu. Bilety zabukowaliśmy na 3 czerwca. Dobrze się składało, bo 31 maja był koniec roku, po końcu roku pojadę na weekend do moich rodziców i wylecę do Londynu. Wzięliśmy dwa bilety w jedną stronę, bo nie wiedziałam jak długo chcę zostać w Londynie, więc uznałam, że to najlepsze rozwiązanie. Wylot mieliśmy o godzinie 5:45, a planowany przylot do Londynu był planowany na godzinę 14. Wiedzieliśmy, że mogą być opóźnienia, ale to raczej nie był jakiś wielki problem. Sprawnie zarezerwowaliśmy dwa miejsca obok siebie i ponownie wrócilismy do rozmowy.
 - Sam? - zaczął Jake.
 - Hmm?
 - Ten Then dalej do ciebie pisze?
 - Tak, zaczyna mnie to wkurzać.
 - Szczerze mówiąc chyba go rozumiem - powiedział chłopak i się uśmiechnął.
 - Oświeć mnie, bo ja nie wiem. Najpierw mnie zostawił, a teraz nagle chcę żebym do niego wróciła, to się nie trzyma kupy - nie rozumiałam jak można uzasadnić zachowanie Then'a.
 - Pomyśl, rzeczywiście, odjebał maniane, ale może ta "słodka landryneczka" to był tylko jakiś głupi zakład, chociaż nie, nie będę usprawiedliwiał tego gnoja - zachichotał. - Ale poniekąd go rozumiem. Jesteś świetną dziewczyną i każdy facet by żałował gdyby stracił taką kobietę jak ty - powiedział i spojrzał na mnie nadal z uśmiechem na twarzy. Nie wiedziałam jak mam to odebrać, czy mam podziękować, czy co?
 - Przesadzasz, nie jestem taka "świetna" - nakreśliłam w powietrzu cudzysłów. - Ale to było miłe, dzięki - uśmiechnęłam się.
 - Nie przesadzam - Jake śmiesznie ruszył brwiami, a ja rzuciłam w niego poduszką, która leżała na kanapie. - To ja cię komplementuje, a tu rzucasz we mnie poduszką? - powiedział i rzucił się na mnie z drugą poduchą. Po chwili byliśmy pochłonięci walką na poduszki. Po kilku minutach się nam to jednak znudziło i dopiero wtedy zorientowaliśmy się, że jesteśmy na podłodze. Spojrzałam na mój zegarek na nadgarstku - 14: 56. Cholera, za 4 minuty zaczyna się powtórka transmisji z koncertu One Direction.

 - Jake? Masz program MTV co nie?
 - No jasne, a co? - zapytał. Zrobiłam słodkie oczka i odpowiedziałam.
 - A mogłabym obejrzeć u ciebie transmisje z koncertu 1D?
 - Jasne - powiedział i włączył telewizor pilotem, który w magiczny sposób znalazł się z nami na podłodze.
 Chyba Jake nie wiedział w co się pakował, ale byłam mu wdzięczna. Przy każdej kolejnej piosence chłopców z 1D krzyczałam z zachwytu, a Jake jednak to znosił, później nawet do mnie dołączył przedrzeźniając mnie. Przy nim mogłam być sobą, akceptował mnie i moje zachowania całkowicie, a ja nie musiałam niczego przed nim udawać. Przyznam, że jest on pierwszym chłopakiem, przy którym czuje się taka... Taka wolna. Bez skrępowań i bez hamowania się. Then był moim chłopakiem, ale jednak przy nim zachowywałam się z rezerwą, byłam bardziej uległa, nie wyrażałam całej siebie. Siedziałam z Jake'iem do końca koncertu oboje nawet przy końcu zaczęliśmy śpiewać wszystkie piosenki jakie chłopaki na ekranie grali, naprawdę fajnie spędziłam dziś czas, ale to chyba tylko dzięki Jake'owi.
 - Czemu ja z tobą zawsze się tak dobrze bawię? - powiedziałam wstając z podłogi.
 - To mój wrodzony urok osobisty - powiedział chłopak z krzywym uśmieszkiem.
 - Och, to ciekawe, bo tego jeszcze nie zauważyłam - odgryzłam się, jednak chłopak się nie zraził. Jake wstał z ziemi i podał mi moją torebkę, którą zostawiłam na jego kanapie. - Oo, dzięki, zupełnie o niej zapomniałam.
 - A tak w ogóle jak ty chcesz się dostać do rodziców do Chicago? - zapytał.
 - No nie wiem, albo pociągiem, albo autobusem, a co? 

 - Mógłbym cię zawieść, ja bym się też tam mógł zatrzymać, na pewno znalazłbym jakiś hotel.
 - No co ty, nie chcę żebyś mnie woził, nie jesteś przecież moim szoferem, żeby mnie wozić tam gdzie ja chcę. Nie chcę ci robić kłopotu - powiedziałam do chłopaka i położyłam mu rękę na ramieniu.
 - To nie jest żaden kłopot! W sumie to ma same plusy. Po pierwsze przecież akademik musisz opuścić po końcu roku więc nie zostawisz tam rzeczy, a będziesz się tłukła z tyloma walizkami w pociągu czy autobusie?
 - Jezu, kompletnie o tym zapomniałam... W sumie część rzeczy mogłabym zostawić u Liz, wiem, że ona już znalazła sobie jakieś małe mieszkanko do wynajęcia - pomysł Jake'a nie był taki zły, ale nie chciałam nadużywać jego dobrych chęci.
 - Oj, przestań chrzanić. Spakujesz wszystko, ja cię zawiozę do twoich rodziców, a po weekendzie polecimy z Chicago do Londynu. I po drugie i tak bym musiał jechać do Chicago, bo przecież w poniedziałek mamy samolot do Londynu. A po trzecie lubię jeździć samochodem, zwłaszcza z tobą - zaśmiał się.
 - No dobra, ale pod jednym warunkiem...
 - Jakim?
 - Nie będziesz spał w żadnym hotelu. Zajmiesz pokój gościnny w domu moich rodziców - ciężko było mi powiedzieć "moim domu". Nie miało to dla mnie sensu chociaż spędziłam tam większość swojego życia, nie czułam się zbytnio przywiązana do tego miejsca.
 - Spoko, jeśli twoi rodzice nie wywalą mnie za drzwi - powiedział uśmiechając się ironicznie.
 - Nie zrobią tego - podeszłam do chłopak i dałam mu buziaka w policzek. - I dzięki, za wszystko. Pa. - pomachałam mu jeszcze i wyszłam z jego mieszkania.
 Po dziesięciu minutach drogi byłam już w domu. Wpadłam do mojej sypialni i wyjęłam wszelkie torby podróżne i walizki jakie miałam. Otworzyłam także moją szafę z ciuchami. Kilka miesięcy temu wyrzuciłam z niej kilka niepotrzebnych, starych szmat więc były w niej luzy. Stwierdziłam, że przy odrobinie szczęścia uda mi się to upchnąć w dwie największe walizki. Prawdziwym wyzwaniem były buty. Szpilki, trampki, koturny, adidasy, sandały, klapki, botki i baleriny... Przejrzałam je i odrzuciłam na stosik moje stare koturny, 2 pary znoszonych trampek, za małe klapki i botki, od których bolały mnie nogi i których już nigdy bym nie założyła - te rzeczy są do wyrzucenia. Resztę swoich butów już włożyłam do wielkiej torby podróżnej, w której ku memu zdziwieniu się zmieściły. 2 walizki i torba... Póki co nie jest źle. Wyjęłam jeszcze z szafy mój plecak i postanowiłam, że w nim umieszczę swoje torby i torebeczki, no i może skrzyneczkę z biżuterią. Jedyne co zostałoby do spakowania w moim mieszkaniu to zdjęcia, figurki, laptop, budzik i moje książki (oczywiście nie szkolne, one niedługo wylądują w koszu na śmieci). Laptop miał swoją osobną torbę, a zdjęcia i figurki także powinny się zmieścić w plecaku. Miałam jakieś 15 książek i nie miałam pomysłu gdzie mogę je spakować. Postanowiłam, że spakuje je do kartonu i wyślę do moich rodziców pocztą. Co do budzika to jego gdzieś upchnę, albo i wywalę, chociaż było mi go szkoda, bo przeszedł ze mną tyle co mało kto. Kilka razy uderzył o ścianę, spadał na podłogę i był uderzany książkami. Chyba jeszcze żaden budzik nie był taki wytrzymały. Na koniec tylko ułożyłam sobie w głowie wszystko co wymyśliłam i skończyłam z tym pakowaniem. Dobry plan to podstawa. Usiadłam na kanapie przed telewizorem i już miałam go włączyć gdy usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Spojrzałam na ekran, jednak nie wiedziałam co to za numer. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.

PUŚĆ TO 
 - Halo?
 - Dzięki Bogu, myślałem już, że Max podał mi zły numer - to był Then! Co on ode mnie chce!? - Proszę, tylko się nie rozłączaj.
 - Och, niby czemu? Ostatnie czasy chyba wolałeś tą zasuszoną pindę, a teraz mnie prosisz, żebym się nie rozłączała.
 - To dla mnie bardzo ważne.
 - A zastanawiałeś się kiedyś co jest ważne dla mnie, kochałam cię, a ty... A ty mnie zostawiłeś  samą, miałeś mnie gdzieś - wyrzucałam z siebie cały swój gniew.
 - Przepraszam, zachowałem się jak idiota, byłem palantem. Zrozumiałem ile dla mnie znaczysz dopiero gdy cię straciłem. Wiem, że na ciebie nie zasługuję. Jesteś dla mnie za dobra. Jestem wdzięczny losowi, że miałem okazję poznać tak cudowne stworzenie jak ty. Nie wiem czemu wyjechałem do Jess... nie rozumiem tego. Max twierdził, że mnie zdradzasz, a ja chyba chciałem się odegrać. To było bez sensu. Zachowałem się jak bym był w przedszkolu. Wiem, że mnie nie zdradziłaś, wiem, bo jesteś bardzo oddana gdy kogoś kochasz. Żałuje tylko, że musiałaś cierpieć z powodu tego oddania, że musiałaś cierpieć przez takiego kretyna jak ja - usłyszałam dźwięk przeładowywanego pistoletu.
 - Then, co ty zamierzasz zrobić? - byłam wstrząśnięta, on chyba nie chce...
 - Pora zakończyć to tam, gdzie się zaczęło. Już nigdy nie będziesz cierpiała z mojego powodu. Chcę wyłącznie twojego szczęścia. Wiedz tylko, że bardzo cię kocham. To chyba najsilniejsze uczucie jakie kiedykolwiek czułem. Bez ciebie me życie nie ma sensu więc po co JA mam dalej żyć? Obiecaj mi tylko, że nigdy o mnie nie zapomnisz, to jedyne czego chcę.
 - Nie proszę, Then! Nie możesz tego zrobić! Pogadajmy o tym, spotkajmy się, ale nie rób sobie tego! Nie rób tego swoim bliskim! Nie rób tego mi! - poczułam jak do moich oczy wzbierają łzy. Mimo, że uważałam go za gnoja, pewna część mnie nadal była z nim związana, teraz ta część przeważała nad wszystkim.
 - Nie, Sam, dla nas nie ma już dobrego zakończenia. Przez to co zrobiłem i ja i ty, tylko cierpimy. Nie mogę tego dłużej ciągnąć - westchnął.
 - Nie, Then, ty nie wiesz co robisz, proszę Then... - rozłączył się.
 Wybiegłam z domu i zbiegłam po schodach. "Pora zakończyć to tam, gdzie się zaczęło" - od razu zorientowałam się, że chodzi o park, w którym oficjalnie zostaliśmy parą. Pędziłam ile sił w nogach czując słone łzy spływające po moich polikach. W parku byłam po chwili. Stałam na środku chodnika nie wiedzą gdzie dalej iść. Nagle usłyszałam strzał. Ptaki poderwały się do lotu szczelnie zasłaniając słoneczne niebo. Popędziłam w kierunku, z którego dobiegł strzał. Znalazłam się pod wierzbą. Patrzyłam się przed siebie nie mogąc się ruszyć. Zobaczyłam Then'a. Z jego głowy płynęła krew. Nagle z jego dłoni wypadł pistolet, a on sam osunął się na kolana. Widziałam jak jego mięśnie wiotczeją i ciało opiera się o pień wielkiego drzewa. Nagle się ruszyłam. Pobiegłam do chłopaka i chwyciłam jego twarz w dłonie. Jego oczy były otwarte i patrzyły się wprost na mnie. Widziałam jak jego tęczówki powoli szarzeją zmieniając błękit oceanu w szarą breje. Słone kropelki wydostające się z moich oczu spadały na jego koszulkę, na tę koszulkę, w której tak uwielbiałam go widzieć. Nagle Then się zakrztusił, momentalnie na niego spojrzałam. Ruszał ustami, jednak mówił tak cicho, że nie mogłam go zrozumieć. Zbliżyłam swoje ucho do jego warg.
 - Kocham... cię Sam... Może...spotkamy się... kiedyś... po - zakaszlał. - drugiej stronie.
 Nie byłam w stanie odpowiedzieć, nie zdążyłam. Jego powieki opadły i zakaszlał po raz ostatni. Wzięłam jego głowę na kolana, nie zważając, że moje nogi robią się czerwone od krwi, która wypływa z Then'a. Po prostu siedziałam patrząc na niego i nie mogą zrozumieć, że tak zakończył swe życie. I to przeze mnie, bo gdybym chociaż dała mu szanse wszystko wyjaśnić... Może to by się tak nie skończyło. Dalej płakałam i na niego patrzyłam, a do moich uszu docierało tylko echo syreny policyjnej i wycia ambulansu. Nagle jacyś ludzie mi go zabrali...

_________________________________________________________________
W końcu jest. Już od jakiegoś czasu myślałam nad tym żeby się do tego zabrać, ale nie miałam czasu - szkoła, treningi i inne pierdoły. Nie miałam nawet czasu wejść na bloga i życzyć Wszystkim Wesołych Świąt, ale chociaż mogę Wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku ♥ Spełnienia marzeń i dotrzymania obietnic noworocznych. ^^ Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał ;) Jeśli już tu jesteście i to czytacie to zostawcie po sobie komentarz ;D

wtorek, 4 grudnia 2012

Rozdział 3


Ech, zaczął się tydzień. Wszystko było do bani. Najpierw ten cholerny test z matmy, następnie rozprawka z polskiego i przeprowadzenie tego idiotycznego eksperymentu na chemii. Chyba nigdy w życiu tak nie chciałam wakacji jak teraz. Poza tym bieganie z jednego końca szkoły na drugi ze zwichniętą kostką także nie jest zbyt przyjemne. Ten tydzień dłużył mi się i dłużył, a ostatni dzwonek w piątek był niczym zbawienie.
- Gdzie się dzisiaj wybierasz z Kris’em? – zapytałam Liz po szkole.
- Chciałabym wiedzieć, ale ma to być niespodzianka – w powietrzu nakreśliła cudzysłów. – A Dan się odzywał?
- Pss, co ty. Nawet na wiadomość na fejsie mi nie odpisał. Typowy przykład faceta bez jaj – prychnęłam.
- Proszę cię, on jest żałosny. Najpierw zarywa, a nagle ma wszystko w dupie i nawet nie da znaku życia. Im dłużej nie odpisuje tym większe mam wrażenie, że on to Then…
- Nie tylko ty – przyznałam przyjaciółce racje.
Pożegnałam się z nią i poszłam do swojego lokum. Pierwsze na co miałam ochotę to długi, ciepły prysznic. W gorących strumieniach wody stałam niecałą godzinę. Gdy wyszłam z kabiny całe lustro było zaparowane. Otulona w ręcznik zaczęłam zmazywać parę wodną ręką. Kiedy lustro było względnie wytarte zaczęłam przyglądać się swojemu odbiciu. Na linii włosów zauważyłam mały, czerwony punkcik. Fuck, kolejny pryszcz. Mała skaza została od razu potraktowana przeze mnie wszelkiego rodzaju specyfikami jakie miałam. Następnie wysuszyłam włosy i ubrałam bieliznę. Wyszłam z łazienki i poszłam sprawdzić co mam do jedzenia w lodówce. Na moje szczęście była jeszcze paczka mrożonych frytek. Wyłożyłam je na blaszkę i włączyłam piekarnik żeby się nagrzał. Poszłam do sypialni i właśnie gdy miałam podchodzić do szafy dostałam sms’a od Jake’a.
Jake: Co porabiasz? ;D
Ja: No wiesz, właśnie paraduje po domu w bieliźnie i przerwałeś mi czynność noszącą nazwę „ubieranie się” ;p
Odpowiedz przyszła niemal natychmiast.
Jake: Oh God Why? Czemu mnie tam nie ma! xD
Ja: Może to i lepiej, bo moja zajebistość mogłaby cię zakompleksić xP
Jake: Oj dobra złośnico ;) Wrzuć na luz, piszę tylko żeby się zapytać czy nasze spotkanie jest aktualne.
Ja: Tak, a czemu by nie? ;D O 16.00 jutro bądź pod moim akademikiem i pójdziemy gdzieś gdzie ty wybrałeś… No właśnie, powiedz gdzie idziemy ^^
Jake: Nie, bo wtedy to nie będzie niespodzianka :D
Ja: Co wy faceci macie z tymi niespodziankami…
Jake: Jutro się widzimy, siemson ;D
Ja: Yep, narara :P
Po krótkiej wymianie sms'ów wreszcie się ubrałam. Posprzątałam swój artystyczny nieład na biurku i wróciłam do kuchni. Wsadziłam frytki do piekarnika i wróciłam do salonu. Na opakowaniu napisali, że powinny być gotowe za jakieś 20 min więc mam czas aby skorzystać z chwili spokoju i wejść na fejsa. Usiadłam na kanapie po turecku i wzięłam laptopa na kolana. Po chwili mogłam już korzystać z urządzenia. Włączyłam z dysku piosenkę i wbiłam na facebook'a. 1 nowa wiadomość... Podejrzewałam to, jednak zobaczyć coś na własne oczy to co innego...
Dan: Ja przepraszam... Nie chciałem, żeby tak wyszło. Wiedziałem, że gdy powiem ci kim naprawdę jestem to do mnie nie wrócisz. Proszę cię, skarbie, ja tak bardzo cię kocham. Zachowałem się jak idiota, daj mi tą ostatnią szansę, a wszystko ci wytłumaczę.
Chciałabym żeby to był tylko zły sen, ale takie myśli nie mają sensu. Musiałam z nim skończyć.
Ja: Myślisz, że to jakaś pieprzona telenowela?! Zastanów się czego ode mnie oczekujesz... Nasz związek jest już zakończony i wiesz co? To ty go zakończyłeś. Poza tym chyba coś ci się w dupie poprzewracało skoro śmiesz prosić o "ostatnią szansę" po tym co mi zrobiłeś. Żeby ją dostać trzeba sobie na nią zasłużyć, a nie kłamać w żywe oczy. Normalnie zajebiście tą swoją "miłość" okazałeś. Nie chcę cię znać, wyjdź z mojego życia ;/
Szybko wylogowałam się z portalu i nie trudząc się na zamykanie odtwarzacza muzyki trzasnęłam klapą laptopa i odłożyłam go na stolik. Chyba pierwszy raz w życiu byłam wściekła na swoją kobiecą intuicję, która mnie nie zawiodła. Oczy mi się zaszkliły, ale zaczęłam szybko mrugać aby łzy nie popłynęły. Kiedyś obiecałam Liz, że już nigdy nie będę płakała przez Then'a i zamierzałam dotrzymać tej obietnicy. Wróciłam do kuchni i wyłożyłam frytki na talerzyk. Właśnie miałam przed sobą bombę kaloryczną, ale w sumie przez Then'a schudłam prawie 10 kg więc teraz chyba mogę sobie pozwolić, co nie? Szybko zjadłam swój obiad, ponieważ cały dzień nie miałam nic w ustach. Postanowiłam zadzwonić do mojej mamy. Nie widziałam jej 2 lata, a ostatni raz rozmawiałam z nią przez telefon kilka miesięcy temu. Wybrałam numer i przyłożyłam komórkę do ucha. Mama odebrała po 2 sygnale.
            - Tak, słucham? - usłyszałam jej głos.
            - Cześć mamo, to ja - powiedziałam wesoło.
            - Hej kochanie! Boże, jak długo nie rozmawiałyśmy córciu - mama wydawała się równie szczęśliwa co ja.
            - No wiem, dlatego dzwonię. Co u was nowego?
            - Skarbie, u nas wszystko dobrze. Lepiej opowiadaj co u ciebie. Jak w szkole?
            Już miałam powiedzieć mamie o kostce, ale pewnie zamartwiałaby się bardziej niż tego warte.
            - Dobrze, myślę że z moimi ocenami mogę dostać się na praktycznie każdą uczelnię - tak, dobrze się uczę i moi przyjaciele nie wiedzą jak ja to robię, bo prawdę mówiąc mało wkuwam, dużo czasu spędzam na shopping'u, jakoś zapamiętuję to co było na lekcjach.
            - To bardzo się cieszę. A powiedz swojej matce czy masz chłopaka - niemal wyczuwałam jak mama się uśmiecha.
            - No póki co nie, ale w każdej chwili może to ulegnąć zmianie więc lepiej bądź na bieżąco - zaśmiałam się.
            - To co za idiotów masz tej w szkole, że nie robią na tobie wrażenia? Mogę się założyć, że lecą do ciebie jak pszczoły do miodu. Jedynie Then wydawał się normalnym. No właśnie WYDAWAŁ, bo potem gdzieś zniknął. Ciekawe czemu... - słowa mamy odświeżyły wspomnienia.
            Pamiętam jak zadzwoniłam do niej zaraz po tym jak po raz pierwszy Then mnie pocałował. To z nim straciłam dziewictwo. Niby pierwszy raz musi boleć, ale mój był wręcz doskonały. Then w całym swoim mieszkaniu pozapalał świeczki, a drogę do sypialni wyścielił płatkami czerwonych róż. Było wtedy tak romantycznie, czułam że Then to ten jedyny, jednak cholernie się pomyliłam. Po 2 miesiącach od naszego pierwszego razu Then wyjechał. No i teraz wrócił i rozpierdala wszystko co udało mi się poukładać od czasu jego zniknięcia.
            - Sam, jesteś tam? - głos mamy wyrwał mnie z rozmyślań.
            - Tak, tak, tylko się na chwilę zamyśliłam - szybko odpowiedziałam.
            Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
            - Mamo, ja muszę kończyć, pozdrów ode mnie tatę.
            - Dobrze Sam, prześlij ode mnie buziaki Liz. I Sam? Może być przyjechała do nas po zakończeniu roku szkolnego?
            - Mam już wykupione bilety do Londynu, ale mogłabym przyjechać przed wyjazdem na 2 dni jeśli chcecie.
            - Oczywiście, że chcemy! Jak będziesz się do nas wybierała do zadzwoń. Pa słońce.
            - Ok, pa mamo - rozłączyłam się.
            Szybko pobiegłam w kierunku drzwi, za którymi stała Liz. Wystroiła się jak nie wiem.
            - Przyszłam ci przypomnieć, że jutro o 20 u mnie wieczór filmów grozy. Przyjdź z Jake'iem. Będzie fun - uśmiechnęła się.
            - Spoko. A tak w ogóle to czemu ty taka odstawiona? - zapytałam.
            - Kris powiedział żebym się elegancko ubrała, no i jestem, ale za cholerę nie wiem gdzie idziemy.
            - Może jakaś restauracja...
            - Może, zresztą zaraz się przekonam. Ja spadam, pa laska.
            - Trzymaj się, a i miałam ci przekazać pozdrowienia od mojej mamy - powiedziałam kiedy Liz już zbiegała ze schodów, tylko obróciła głowę i się uśmiechnęła.
            Zaśmiałam się pod nosem i zamknęłam drzwi.



* * *
         
            Jestem już gotowa wychodzić. Ciuchy, które wybrałam wczoraj, jakoś tam na mnie wyglądają i czekałam już tylko na Jake'a. O 15:50 dostałam od niego sms'a.
           
Jake: Nie żeby coś, ale jeśli jesteś gotowa to wychodź. Ja już czekam ;)
           
Bez trudzenia się na odpisanie na wiadomość po prostu wyszłam z domu. Gdy byłam na dworze, zauważyłam Jake'a opierającego się o samochód. Miał na sobie jeansowe rybaczki, białą bokserkę, a na nią zarzuconą biało-niebieską koszulę w kratkę z krótkim rękawem. Obrócił głowę w moją stronę, a na jego twarzy pojawił się seksowny uśmiech. Odwzajemniłam gest i zaczęłam iść w kierunku chłopaka.
            - Hejka, dawaj na misia - powiedział i przytulił mnie na przywitanie.
            - Siemka - powiedziałam i objęłam chłopaka.
            Gdy odsunęliśmy się od siebie chłopak zaczął skrupulatnie oglądać mnie od stóp do głów, a nagle zatrzymał się na dekolcie i uśmiechnął się.
            - Jesteś Directionerką?
            - Nie, nie jestem, a łańcuszek kupiłam se tylko dlatego, że mi się spodobał - rzuciłam sarkastycznie. - Patrzysz mi w dekolt i się pytasz... - westchnęłam i złożyłam ręce na piersiach.
            - Ja tylko pytam - uniósł ręce w poddańczym geście. - Gotowa na przejażdżkę? - zapytał otwierając drzwi Lamborghini od strony pasażera.
            - Już myślałam, że nie zapytasz - zgrabnie wsunęłam się na miejsce i zapięłam pasy.
            - To gdzie jedziemy? - zapytałam gdy chłopak usiadł za kółkiem.
            - Nic z tego, niespodzianka to niespodzianka - zaśmiał się, a ja szturchnęłam go w ramię.
            Chłopak wyjechał z parkingu i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy tak wooooolno, że zaczynałam się wkurzać.
           - Moja babcia jeździ szybciej od ciebie - westchnęłam. - Przecież to auto może wiele, wiele więcej.
          - Skoro tak chcesz, to sprawdzimy ile to autko może - Jake uśmiechnął się zadziornie i wcisnął gaz do dechy.
          Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech gdy poczułam jak wciska mnie w fotel. Samochód zgrabnie wyrabiał się na wszystkich zakrętach.
         - A to ci się podoba? - zapytał Jake gdy przekroczyliśmy 250 km/h na liczniku.
         - No jasne, że tak! Prędkość to coś co wręcz uwielbiam - powiedziałam śmiejąc się.
         Adrenalina płynąca z szybkiej jazdy rozprzestrzeniała się po moim ciele wywołując przyjemny dreszcz. Mijaliśmy dalsze odcinki drogi, a ja czułam się niesamowicie. Otworzyłam okno, a moje włosy zaczęły wirować na różne strony. Osiągnęliśmy maksymalną prędkość 330 km/h, a mi było wciąż mało. Uśmiechałam się jak głupi do sera kiedy wiatr lizał moje poliki. Jake wydawał się równie zafascynowany prędkością i nie wyglądał jakby chciał zwolnić. Silnik auta pracował na pełnych obrotach dając nam niezapomniane doznania. Poczucie prędkości było nie do opisania. Obraz za oknami zlewał się w jedną, niezgrabną smugę, z której nie można było nic wyczytać, jedynie pasy wyróżniały się na tle rozmytych kolorów. Chłopak miał pełną kontrolę nad autem mimo zawrotnej prędkości.
          - Myślisz, że powinniśmy zwolnić? - zapytał Jake z łobuzerskim uśmiechem.
          - Niech pomyślę...NIE! - odpowiedziałam z uśmiechem.
          W życiu nie doświadczyła czegoś takiego i okropnym błędem byłoby to przerwać. Wprzedzaliśmy samochody jeden po drugim aż ku mojemu niezadowoleniu Jake zaczął zwalniać.
          - No ej! Co jest do cholery? - zapytałam zawiedziona.
          - Fotoradar za 200 m - zaśmiał się.
          Zerknęłam na nawigację i przewróciłam oczami. Fotoradar naprawdę jest niedaleko. Jechaliśmy 70 km/h kiedy byliśmy blisko radaru. Wystawiłam środkowy palec gdy mijaliśmy to ustrojstwo.
          - No już, nie bulwersuj się. Obiecuję, że następnym razem pojedziemy na tor wyścigowy  - powiedział chłopak.
          - Na tor powiadasz? - uśmiechnęłam się słodko.
          - Tak, na tor - chłopak parsknął śmiechem na co ja odpowiedziałam tym samym.
          Jechaliśmy chwilę w ciszy aż w końcu postanowiłam zarzucić temat.
         - Daleko jeszcze?
         - Nie, już prawie jesteśmy - samochód skręcił w lewo.
         Jechaliśmy jeszcze kilka minut aż wreszcie dojechaliśmy do jakiegoś wielkiego domu.
         - Co to jest? - zapytałam.
         - Restauracja. Tylko nieliczni o niej wiedzą, a jest naprawdę maravilloso(tłum.: wspaniała).
         - Nie mówiłeś, że znasz hiszpański.
         - Prawdę mówiąc nie wiesz o mnie nic poza tym, że jeżdżę na desce, mam Lamborghini i mam na imię Jake - zaśmiał się.
         Miał rację, wiedziałam o nim naprawdę niewiele. Ale wydawał się sympatyczny. Skierowaliśmy swoje kroki do ogromnych drzwi wejściowych. Jake otworzył je zamaszystym ruchem i przytrzymał abym mogła wejść do środka. Wnętrze domu było bardzo przytulne, a w powietrzu było czuć zapach smacznych potraw.
          - Prowadź, bo robię się głodna - powiedziałam.
          - Serio? Przeoczyłaś tą wielką tabliczkę? - zapytał wskazując palcem na tabliczkę w kształcie strzałki z napisem "Restauracja".
          - Oj dobrze, nie wymądrzaj się - pokazałam mu język.
          Poszliśmy do restauracji gdzie każdy zamówił sobie co innego. Podczas czekania na jedzenie jak i jedzenia cały czas rozmawialiśmy, a tematy wcale nam się nie kończyły. Mówiliśmy o wszystkim, o swojej przeszłości, dawnych miłościach, a nawet małych sekrecikach i wtopach. Nim się zorientowałam była 19:30. Jedzenie było tak pyszne, a mi i Jake'owi gadało się tak dobrze, że aż szkoda było wychodzić, no ale Liz chciała żebyśmy przyszli.
          - Rusz swoją zacną dupę, jedziemy do akademika - powiedziałam wstając z krzesła.
          - Ale po co? - zapytał Jake.
          - Niespodzianka - powiedziałam z przekąsem na co Jake tylko wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo.
          - Mógłbyś powtórzyć, bo nie usłyszałam?
          - Ech, chodźmy już - zrezygnowany chłopak zapłacił kelnerowi i wyszliśmy.
          Gdy jechaliśmy samochodem Jake udawał obrażonego, ale gdy zaczęłam śpiewać z radiem Somebody that I used to know Jake się do mnie dołączył.

But you didn't have to cut me off
Make out like it never happened
And that we were nothing
I don't even need your love
But you treat me like stranger
And that feels so rough
No, you didn't have to stoop so low
Have your friends collect your records
And then change your number
I guess that I don't need that though
Now you're just somebody that I used to know
            - Masz zajebisty głos, zastanawiałaś się kiedyś nad zostaniem piosenkarką? - zapytał.
            - I kto to mówi? Ty też nieźle śpiewasz. A co do twojego pytania to tak, zastanawiałam się nad tym jak byłam w gimnazjum.
            - To myśl nad tym nadal, mam kumpli, którzy pomogli by ci się kształcić w tym kierunku.
            - To chyba nie dla mnie...
            - Chrzanisz. Jesteś świetna - chłopak uśmiechnął się do mnie i ruszyliśmy gazem dalej śpiewając wszystkie piosenki, które tylko leciały w radiu.
            Na miejscu byliśmy jeszcze przed 20.
            - A teraz powiesz mi po co tu przyjechaliśmy?
            - Przyjechaliśmy do mojej kumpeli, która zaprosiła nas na wieczór horrorów.
            - O ile dobrze się orientuję, twoja kumpela mnie nie zna.
            - No to cię pozna, idziemy.
            Weszliśmy do budynku. Przeszliśmy na I piętro gdzie zapukałam do drzwi Liz. Otworzyła po chwili.
            - Już myślałam, że nie przyjdziecie, ładujcie się - zaprosiła nas gestem do środka.
            Okna były pozasłaniane granatowymi roletami więc w pokoju było ciemno.
            - My się nie znamy. Jestem Liz, a to mój chłopak Kris - powiedziała moja przyjaciółka do Jake'a i podała mu rękę na przywitanie.
            - Jake - również podał dziewczynie rękę.
            - Siemasz - powiedział Kris i chłopaki przybili sobie żółwika.
            Pomogłam Liz poznosić całe żarcie z kuchni i usiedliśmy na swoich miejscach. Jake zajął miejsce na fotelu znajdującym się po lewej stronie telewizora, a ja usiadłam na tym, który znajdował się po jego prawej stronie. Gołąbeczki usiadły razem na kanapie. Ten "horror" to była jakaś porażka. W ogóle nie był straszny, tylko lała się sztuczna krew o nienaturalnym kolorze. W pewnym momencie usłyszałam dziwny odgłos. Ze zdziwieniem wypisanym na twarzy spojrzałam na Jake'a, który również na mnie patrzył tak samo zdziwiony. Obróciliśmy głowy w stronę kanapy i wszystko się wyjaśniło. Gołąbeczki całowały się bez pamięci mając moją i Jake'a obecność w głębokim poważaniu. Powtórnie spojrzałam na Jake'a i wskazałam palcem na drzwi wyjściowe, które miał za swoimi plecami. Chłopak chyba zrozumiał co mam na myśli, bo pokiwał głową i zwrócił swoje kroki ku wyjściu. Po cichu wyszłam z mieszkania za Jake'iem i zamknęłam drzwi najdelikatniej jak potrafiłam.
            - Uf, jak dobrze, że wyszliśmy. Nie miałam zamiaru oglądać porno na żywo - powiedziałam z ulgą.
            - A wiesz, że to by nie było takie złe - chłopak zaśmiał się, a ja walnęłam go w ramię.
            - No co? Już nigdy więcej mogę nie mieć takiej okazji - powiedział dalej się uśmiechając.
            - Wy faceci... Co jeden to taki sam...
            - Zbastuj. Ja jestem inny i udowodnię ci to. Wsiadaj do auta.
            - No ciekawa jestem co znowu wymyśliłeś.
            - Zobaczysz - pokazał mi swoje białe zęby w uśmiechu i ruszyliśmy.
            No to niespodzianek ciąg dalszy...

* * *
            Mam nadzieję, że Sam się tam spodoba, niedługo będzie zachodzić słońce, więc powinno być niesamowicie. Po 20 min drogi byliśmy na miejscu. Przejechałem przez mały las i dotarłem do jeziora. Słońce odbijało się w tafli wody iskrząc na wszystkie strony. Niebo było pomarańczowe i wyglądało wręcz...magicznie.
            - Jak tu pięknie - powiedziała Sam wysiadając z auta.
            - Czułem, że tak powiesz - mimowolnie się wyszczerzyłem.
            Usiadłem na piaszczystym brzegu jeziora, a po chwili dołączyła do mnie Sam. Dziewczyna położyła swoją głowę na moim ramieniu, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Po chwili objąłem dziewczynę w tali. Dla niej był to pewnie przyjacielski gest, ale dla mnie było to zaspokojenie poczucie jej bliskości.
________________________________________________________________
No i wreszcie jest ;D Wreszcie udało mi się go napisać, nie wyszedł do końca tak jak chciałam, ale mam nadzieję, że Wam się podoba ^^ Nie wiem kiedy kolejny rozdział, bo w szkole mam istny zapierdol -,- Cieszę się, że niedługo święta, w końcu wolne! ;D Wtedy na pewno coś dodam. Komentujcie ♥

czwartek, 22 listopada 2012

Liebster Awards

I don't know why, ale dostałam jedną nowinację do Liebster Awards :D Nominacja ta jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Po odebraniu nagrody należy należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
Pytania, które otrzymałam od amore-immortale.blogspot.com :

1. Jakie kraje odwiedziłaś?Irlandie, Czechy i Niemcy.
2. Jakie masz zdanie na temat związków homoseksualnych?Miłość, to miłość - a czy miedzy kobietą a mężczyzną, czy np. dwoma mężczyznami to nie ma znaczenia ^^
3. 3 ulubione blogi?

http://amore-immortale.blogspot.com
http://my-life-is-suck.blogspot.com

http://maybe-dreams-come-true.blogspot.com/
4. Ulubiony kraj/kulturaAnglia, kultura angielska ;D
5. W jakim miejscu na świecie chciałabyś zamieszkać?W Londynie ♥
6. Jakie masz zdanie na temat JB (Justin Bieber)?Lubię go ;) Ma zajebiste piosenki ; *
7. Twoim zdaniem najpiękniejszy język świata.Wg. mnie każdy język jest piękny, ale ja osobiście najbardziej lubię język angielski ;)
8. Co cenisz u płci przeciwnej?Szczerość, otwartość, tolerancje i poczucie humoru :D
9. Najpiękniejsza sentencja?
Liczy się nie to, kim ktoś się urodził, ale kim wybrał, by być. ~ Joanne Kathleen Rowling
10. Płaczesz częściej oglądając film czy czytając książkę?Zdecydowanie częściej czytając książki.
11. Najpiękniejsze słowa jakie chłopak może powiedzieć dziewczynie?
"Przepraszam Cię za moje wady, których jest tak wiele, ale kocham Cię i chcę, żebyś i ty pokochała mnie równie mocno. Skradłaś moje serce, bez ciebie jak bez serce, nie mogę żyć" *.*
Więc ja nominuję:
1. http://my-life-is-suck.blogspot.com/
2. http://forever-young-directioner.blogspot.com/

3. http://maybe-dreams-come-true.blogspot.com/
4. http://illusory-love.blogspot.com/
Przepraszam, wiem że powinno być 11, ale po prostu jestem tu od niedawna i jeszcze się nie zaczytałam ^^ Reklamować w komentarzach swoje blogi, a na pewno wpadnę i być może ta lista się wydłuży ;)

A oto moje pytania:
1. Ulubiony kolor?
2. Którego chłopca z 1D lubisz najbardziej?
3. Jaka piosenka najbardziej ci się podoba z płyty TMH?
4. Jesteś typem buntowniczki czy wręcz przeciwnie?
5. Ulubiona książka?
6. Wolisz oglądać filmy czy czytać książki?
7. Przedmiot, bez którego nie możesz wytrzymać dnia to..?
8. Team Edward czy Team Jacob?
9. Masz jakieś motto życiowe? Jak tak to napisz jakie.
10. Co skłoniło cię do pisania bloga?
11. Opisz swój ideał chłopaka.



niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 2

         

        Dzisiejszy dzień postaram się przeleżeć w domu. Choć nie wiem czy mi się to uda, ponieważ jak trzeba to nie umiem leniuchować. Kostka już nie bolała, bynajmniej nie bolała kiedy leżałam i nią lekko ruszałam. Postanowiłam zrobić sobie na śniadanie płatki. Z chodzeniem było gorzej – kulałam ale nie było źle. Usiadłam przy stole i zjadłam porcję musli. Następnie poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic i ubrałam się. Kogoś przypomina mi Dan, ale kogo? To było pytanie na które nie mogłam udzielić sobie odpowiedzi. Pokuśtykałam do kanapy i wzięłam do ręki książkę, która leżała na stoliku do kawy. Moja ostatnia lektura, która przeczytałam jakieś dwa tygodnie temu … „Makbet” Szekspira. Nie da się zaprzeczyć, że dla niektórych książka bardzo ciekawa choć jak dla mnie trochę za krwawa. Patrzyłam się w sufit nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie mogłam się pozbyć myśli o moim byłym chłopaku Then’ie. Ostatni raz widziałam go w parku, rok temu, nic nie mówiło o tym, że go więcej nie zobaczę – wygłupialiśmy się, przytulaliśmy, śmialiśmy i rozmawialiśmy. Byliśmy szczęśliwi. Then nie zachowywał się jakoś nieswojo, ani nic takiego. Następnego dnia gdy do niego zadzwoniłam jego numer nie odpowiadał, a po pewnym czasie okazało się, że został wypisany ze szkoły. Miałam do niego żal o to, że się ze mną nie pożegnał. Gdyby nie Liz dalej bym miała doła i pewnie byłabym kompletnym odludkiem. Dan zachowuje się jakby znał mnie od lat… Nie wiem czemu, ale niektóre jego zachowania wydają mi się dobrze znane, nawet sposób w jaki mówi. Ale to może być przypadek, choć gdyby nie, tłumaczyłoby to czemu Dan wydaje mi się znajomy, oczywiście ma inne włosy i jest wyższy, ale w sumie Then mógł urosnąć, a włosy można różnie strzyc i farbować. A jego oczy są identyczne… To dziwne… Weszłam na fejsa, z myślą, że Dan będzie… Niestety go nie było. Napisałam mu tylko wiadomość, którą mógł wiedzieć tylko Then.
         Ja: Hej Then, mój ty krabie.
         Z tym jest pewna historyjka. Kiedyś Then zamiast powiedzieć „skarbie” powiedział „krabie”. Mieliśmy z tego niezły ubaw i od tamtej chwili tylko my wiedzieliśmy o co chodzi. Liz nigdy nie mogła się połapać o co nam właściwie chodzi i wkurzało ją, że nie chcemy jej tego powiedzieć. No bo kto by się połapał o co chodzi jak dwoje ludzi wyzywa się od krabów? Jeżeli to naprawdę on, będzie widział o co chodzi. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Skakałam na jednej nodze, żeby otworzyć drzwi. Stała za nimi Liz. Uśmiechnięta i pełna energii wleciała do mojego mieszkanka i klapnęła na kanapę.
          - Co ci się stało w kostkę kochanie? – zapytała ze zdziwieniem.
          - Źle stanęłam i to wszystko.
          - OK, a tak serio? – czemu nie umiem kłamać?
          - Biegłam do domu i skręciłam kostkę.
          - Nie żartuj? Czemu?
          - Pocałowałam Dan’a, ale tylko dlatego, że to na mnie wywarł.
          - Co? – Liz nie ogarniała tego co mówię.
          - No to co słyszysz, to była wielka pomyłka. Uciekłam, bo nie umiałabym spojrzeć mu w oczy po tym wszystkim…
          - O stara, wkopałaś się… - Liz zagwizdała.
          - Dzięki za wsparcie – przewróciłam oczami i usiadłam obok mojej przyjaciółki.
          - Ale dość o mnie. Z Kris’em gdzieś zniknęliście. Co się działo? – uśmiechnęłam się łobuzersko, a Liz dała mi kuksańca w bok.
          - Nic, byliśmy chyba na wszystkich atrakcjach, a potem – Liz zachichotała. – Poszliśmy do niego.
          - Nie wierzę! – zaśmiałam się.
          - O boże, Sam, ty zawsze myślisz tylko o jednym – ja i moje skojarzenia, haha. - Poszliśmy do niego oglądać film, włączyliśmy jakieś denne romansidło i zamiast oglądać całowaliśmy się – wyszczerzyła się.
          - Nie sądzisz, że to za szybko? – zapytałam.
          - Nie chcę tego robić, ale nie dajesz mi wyboru. Ty całowałaś się Then’em w pierwszy dzień szkoły kiedy graliśmy w butelkę.
          - Właśnie co do Then’a… - zacięłam się.
          - Hmm? – Liz była zaciekawiona.
          - Wydaje mi się , że Then to Dan. I wiem, że pewnie uznasz mnie za wariatkę, ale dużo rzeczy się zgadza. – opowiedziałam jej wszystkie moje obserwacje.
          - O ja pierdole…
          - Lepiej bym tego nie ujęła – przyznałam Liz rację.
          - Ale co on se kurwa myśli? Że co? Nagle pojawi się z powrotem i wszystko będzie po staremu? – moja kumpela co raz bardziej się nakręcała.
          - Wiem i jeśli to naprawdę on nie wrócę do niego.
          - No ja myślę kochana, bo jeśli nie, będę zmuszona ci przywalić.
          - Oh, dziękuję. To miłe z twojej strony – rzuciłam sarkastycznie śmiejąc się, ale Liz miała rację, jeśli to Then, to nie mogę z nim być po tym jak przez niego cierpiałam.
          Zjadłyśmy z Liz u mnie obiad, a następnie ona się zwinęła, bo miała randkę z Kris’em. Stwierdziłam, że już dość się nasiedziałam w domu i wyszłam z domu. Bez celu ruszyłam przed siebie. Nagle wjechał we mnie zza zakrętu gościu na desce. Wywaliłam się na moją osłabioną nogę i zawyłam z ból. Był on nie do opisania i przenikał całe moje ciało. Wczorajsze skręcenie kostki było niczym względem tego co teraz czułam.
           - O boże, sory – rozpoznałam po głosie gościa, z którym wczoraj zaliczyłam zderzenie koło młyna.
           - I kto tu na kogo wpada, hę? – powiedziałam chociaż kręciło mi się w głowie.
           - To nie pora na żarty – chłopak był przejęty. – Boli? – lekko podniósł moją prawą nogę, a ja krzyknęłam. – To chyba znaczyło tak. Szpital jest blisko zabieram cię tam – poczułam tylko jak bierze mnie na ręce i niesie w nieznanym mi kierunku.
           Obraz przed oczami miałam rozmazany. Jedyne co czułam to ból. Gdy moje oczy zaczęły odzyskiwać ostrość zobaczyłam tego kolesia z którym wczoraj się bluzgałam. Dopiero teraz zauważyłam, że jest mega przystojny. Miał zmartwioną twarz. Nagle nasze spojrzenia się spotkały.
           - Trzymasz się jakoś? – zapytał z troską.
           - Tak, ale masakrycznie boli mnie noga.
           - Przepraszam, nie chciałem ci nic zrobić, jechałem jak jakaś pokraka.
           - Nie, spoko, każdemu mogło się zdażyć…
           - Wiesz, tą dzisiejszą wersje ciebie jestem gotowy polubić – zaśmiał się, a ja odpowiedziałam uśmiechem.
           - Twoja dzisiejsza wersja też mi bardziej odpowiada – na jego twarzy pojawił się smile.
           Po naszej krótkiej konwersacji byliśmy już w szpitalu. Dopiero teraz zorientowałam się, że chłopak musiał biec, ponieważ szpital wcale nie był tak blisko. Z miejsca „wypadku” do szpitala był jakiś kilometr jak nie więcej. Chłopak delikatnie posadził mnie na jednym z krzeseł w szpitalu i podszedł do pielęgniarki. Po chwili wrócił, ale lekko wkurzony
           - Jacy pojebani ludzie tu pracują. Ta piguła powiedziała, że zawoła lekarza za chwilę, bo teraz musi zajarać – zaśmiał się sztucznie. – I weź tu bądź pacjentem jak tacy debile tu pracują.
           - Ej, uspokój się, przecież nie umieram, mogę poczekać – zarzuciłam chłopakowi rękę na ramię i uśmiechnęłam się serdecznie.
           - A ogółem co z nogą?
           - Mogę nią ruszać, ale jeszcze trochę boli.
           - Mógłbym zerknąć? – zapytał.
           - Jasne – zaczął lekko uciskać moją kostkę, gdyby nie to, że czułam ból pewnie byłby to niezły masaż.
           - Czy jak dotykam mocno boli?
           - Nie, może trochę, ale nie aż tak mocno – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
           - E to raczej będzie OK. A tak w ogóle jestem Jake. Z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić – zaśmiał się.
           - Sam – podaliśmy sobie dłonie, a po chwili przyszedł lekarz.
           - Dzień dobry, które z państwa doznało urazu nogi? – zapytał doktor, wyglądał na jakieś 28 lat, ale nie więcej.
           - Ja – powiedziałam.
           - To zapraszam panią do mojego gabinetu. Da pani radę dojść czy woli pani pojechać na wózku?
           - Powinnam dać sobie radę sama.
           - Dobrze. Niech pani chłopak tutaj poczeka, myślę, że nie dolega pani nic poważnego… - doktor przystał gdy zauważył, że patrzymy po sobie z Jake’iem rozbawieni.
           - Tak w sumie to nie jest mój chłopak – powiedziałam zasłaniając ręką usta żeby się nie roześmiać.
           - Och, przepraszam – lekarz podrapał się po głowie. – Będę miał nauczkę na przyszłość żeby nie łączyć ludzi w pary – odchrząknął. – No więc niech pan tu poczeka, zaraz wrócimy.
           - Okey, tylko pójdę po colę do automatu i tu poczekam.
           Wstałam z krzesła i pokuśtykałam za doktorem. Szczerze mówiąc nie było aż tak źle. Jakoś chodziłam więc jest OK. Po krótkim marszu znalazłam się w gabinecie i doktor mnie przebadał. Stwierdził, że miałam dużo szczęścia nic sobie nie łamiąc i jedyne co zrobił to zmienił mi bandaż na kostce. Kazał mi brać środki przeciwbólowe gdyby ból był nie do zniesienia i dużo odpoczywać, wypisał mi zwolnienie z W-F’u na miesiąc i to by było tyle. Wróciłam do poczekalni gdzie Jake popijał colę.
          - Dasz łyka? – zapytałam, a po chwili Jake wręczył mi puszkę.          Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem spragniona i zamiast jednego łyka wypiłam połowę zawartości. Po oddaniu chłopakowi coli, chłopak spojrzał na mnie wytrzeszczonymi oczami, ale tylko wzruszył ramionami i dokończył to co jeszcze było w puszce.
         - Słuchaj, głupio mi, że cię tak urządziłem więc pomyślałem, że może dasz się zaprosić na jakiś wypad do restauracji. W dowolnym terminie, może być nawet zaraz – chłopak uśmiechnął się promiennie.
         - Wiesz co, dzisiaj to chyba spasuję, wolę dostosować się do zaleceń lekarza, ale myślę, że w przyszłą sobotę możemy się zgadać.
         - Okey, jakby co pisz – podał mi swój numer telefonu, a ja podałam mu swój. – Co do miejsca to się nie przejmuj, ja już wybrałem idealną lokację, do ciebie należy wyłącznie podanie godziny, bo dzień już podałaś.
         - Mi to pasuje – zaśmiałam się.
        Jake odprowadził mnie do akademika chociaż nalegałam żeby tego nie robił, ale był nieugięty i zdecydowany. Ogółem zauważyłam, że Jake wie czego chce i nie da sobie w kasze dmuchać. Po dojściu do akademika pożegnaliśmy się, a resztę dnia spędziłam w swoim mieszkanku, myśląc o tym jaką cholernie pechową mam kostkę.

________________________________________________________________
No i jest drugi rozdział ;D Mógłby być lepszy, ale ocenę zostawiam wam. Dziękuję za wszystkie komentarze i odwiedziny, to wiele dla mnie znaczy. Tak jak ostatnio proszę was o jakikolwiek komentarz pod rozdziałem. Nie oczekuje jakiegoś spamu, wystarczy nawet jedna litera, chcę po prostu wiedzieć czy ktoś to czyta. Pozdrawiam ;)

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 1


         - Rusz swoje cztery litery, Sam! - pod moimi drzwiami w akademiku stała Liz, która darła się na całe gardło.
         - No już, już!  Muszę jeszcze ubrać buty - pospiesznie wsuwałam na swoje stopy czarne szpilki, które uszykowałam sobie już tydzień temu na tę dyskotekę.
         - Jak przez ciebie się spóźnimy... - nie dałam jej dokończyć, bo pospiesznie wyszłam z pokoju i już zamykałam za sobą drzwi.
         - Przestań, przecież już idziemy - wywróciłam oczami i przytuliłam przyjaciółkę na przywitanie.
         - Wiesz jak mi zależy na tym, żeby pokazać się z jak najlepszej strony Max'owi - popatrzyła na mnie swoimi zielonymi oczami podkreślonymi czarną kredką.
         - Wiem, ale nie masz się czym przejmować, w tej czerwonej kiecce wyglądasz zabójczo - uśmiechnęłam się.
         - Dzięki kochana, ty również wyglądasz ekstra.
         Na dyskę dotarłyśmy w samą porę. Poszłyśmy do baru i zamówiłyśmy po drinku, a następnie ruszyłyśmy na podbój parkietu. Zauważyłam jak Max tańczy z jakąś laską dlatego pociągnęłam Liz do jakiegoś przystojnego chłopaka, a oni zaczeli tańczyć. Uff... Problem z głowy. Przecisnęłam się między tańczącymi ciałami i ponownie usiadłam na stołku barowym.
         - Poproszę piwo z sokiem malinowym - powiedziałam do barmana.
         - Już się robi - barman chwycił szklankę wlał sok malinowy i nalał piwo z nalewaka, a następnie podał mi. - Proszę.
         Zaczęłam powoli sączyć mój napój i zastanawiać się co takiego Liz widzi w Max'ie. Poza tym, że jest w szkolnej reprezentacji piłki nożnej nie ma w nim ani urody ani charakteru - kompletne zero. Przyglądałam się jak Liz tańczy z tym kolesiem, którego dla niej wypatrzyłam. Wydawało mi się, że jej się spodobał, bo uśmiechała się do niego zalotnie podczas gdy on kręcił nią w rytm muzyki również się uśmiechając. Gościu był o wiele przystojniejszy niż Max więc wolałabym, żeby Liz wybrała jego a nie tego debila. Jutro zapytam się jej o tego kolesia. Po 10 minutach sączyłam już kolejne piwo i dalej wpatrywałam się w ludzi wirujących na parkiecie.
         - Co taka ładna dziewczyna robi sama przy barze? - usłyszałam męski głos koło siebie, obróciłam się w tamtą stronę.
         Na stołku po mojej lewej stronie siedział ciemny blondyn z oczami o kolorze błękitu oceanu. Miał na sobie ciemne jeansy, białą koszulkę i czarną skórę.
         - Mogłabym zadać ci to samo pytanie przystojniaku - ponieważ miałam we krwi już trochę alkoholu od razu zaczęłam do niego zarywać gdy zauważyłam, że z niego niezłe ciacho.
         Nieznajomy tylko pokazał mi swoje białe zęby w uśmiechu i wyciągnął do mnie dłoń.
         - To jak, zatańczysz...Nieznajoma? - powiedział puszczając do mnie oczko.
         - Sam i tak, zatańczę Nieznajomy - na mojej twarzy zagościł banan.
         - Proszę, mów mi Dan.
         Tańczyliśmy w rytm muzyki elektronicznej co jakiś czas podchodząc do baru po kolejne drinki. Bawiłam się wyśmienicie, a Dan wydawał mi się nieziemsko przystojny i fajny. Gadaliśmy na różne tematy, których nie pamiętam, ale i tak śmiałam się bez opamiętania. Co jakiś czas wymieniałam z Liz spojrzenia typu: "No, no niezły towar ci się trafił". Przed końcem dyskoteki film mi się urwał i nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
* * *

         Obudziłam się dopiero po 12 z okropnym bólem głowy i uczuciem jakbym zaraz miała zwymiotować. Nigdy więcej nie będę piła tyle alkoholu na jednej imprezie. Nawet nie chcę wiedzieć jak teraz wyglądam, ale mimo woli spojrzałam w dół. Jest dobrze, nie zrzygałam się na siebie przez sen, a na sobie dalej miałam moją małą czarną. Po 10 min biegłam do kibla i zaczęłam rzygać. Co za los, a po co tyle chlałam? Przecież jeszcze nigdy w życiu się nie upiłam. Przez cały czas jak zwracałam trzymałam swoje brązowe włosy jedną ręką, aby ich nie zarzygać. Wracając do łóżka przejrzałam się w lustrze i się skrzywiłam. Wyglądałam jak pół dupy zza krzaka i tak samo się czułam. Doczłapałam do kuchni i wlałam sobie do szklanki wody, którą zwilżyłam usta i gardło. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, jedyne za co mogłam być wdzięczna to to, że była sobota. Wróciłam do łóżka i włączyłam telewizor. Byłam tak wyczerpana, że nawet nie mogłam skoncentrować się na moim ulubionym serialu. Przełamałam się i przebrałam się w to. Poszłam do łazienki, związałam włosy w kitkę i umyłam twarz. Postanowiłam, że dobrze zrobi mi spacer na świeżym powietrzu z Liz. Ubrałam moje Conversy i ruszyłam przez korytarz akademika do pokoju Liz. Zatrzymałam się przed jej drzwiami i zapukałam jednak nikt mi nie odpowiedział. Po chwili zapukałam ponownie.
         - Kto, czego chce?! - usłyszałam Liz, była zaspana.
         - To ja, weź mnie wpuść - odkrzyknęłam.
         Usłyszałam jak Liz przekręca zamek w drzwiach i je otwiera przede mną. Stwierdziłam, że wygląda podobnie jak ja kiedy wstałam, jednak miała na sobie koszulę nocną, a nie sukienkę z dyskoteki.
         - Wczoraj koleś z którym tańczyłaś wynosił cię na rękach, bo film ci się urwał, a teraz zasuwasz do mnie tak wcześnie... - powiedziała i ziewnęła.
         - Wcześnie? Jest 14... - spojrzałam na nią z krzywym uśmieszkiem.
         - O kurde! Na 15:30 umówiłam się z Kris'em!
         - Aa! To tak się nazywa ten chłoptaś.
         - Taa, ja chociaż zdążyłam się umówić z chłopakiem, a ty po prostu zemdlałaś - pokazała mi język.
         - Ubieraj się, a nie się przekomarzasz. Idę na spacer, powodzenia - pożegnałam się i wyszłam na zewnątrz.
         Postanowiłam, że przejdę się do parku. Słońce grzało a ptaki śpiewały co sprawiło, że ból głowy lekko ustąpił. Na drzewach zaczęły pojawiać się już pąki kwiatów a trawa wręcz zieleniała w oczach. Wszędzie dało się zauważyć pierwsze oznaki wiosny, która w tym roku zaczęła się bardzo szybko. Niedługo skończę szkołę Dallas High School Historic District i wybieram się do Londynu. Pewnie tam znajdę studia z profilem na jaki chcę iść, ale co ważniejsze chcę po prostu zwiedzić to miasto. Moja mama i tata są zapracowani i w sumie nigdy nie miałam wakacyjnego wyjazdu z nimi. Jeśli jechałam gdzieś w wakacje to albo z Liz, jej rodzicami i starszą siostrą, albo do babci do Phoenix. Co tam wiele mówić, moje życie nigdy nie było szczególnie ciekawe. Jedyne na co nie mogę narzekać to na kasę, bo moi rodzice przez to że tyle pracują mają sporo kasy - są politykami, a wiadomo, że oni dostają kasę za siedzenie i pierdzenie w stołek. 
         Świeże powietrze dobrze wpływało na moją głowę więc nie czułam mdłości i nie chwiałam się na boki. Po całym parku rozpierzchło się dziś sporo ludzi - spacerowiczów z psami, dzieciaków bawiących się w podchody, a także zwykłych ludzi chcących oderwać się od codziennego rumoru miasta. Ci pierwsi wzbudzili we mnie zazdrość, ponieważ zawsze chciałam mieć psa, a w sumie nigdy nie mogłam go mieć - w domu mama mi nie pozwalała kupić psa, a w akademiku nie wolno go mieć. W sumie myślałam żeby wynająć mieszkanie aby kupić sobie jakiegoś psiaka, ale stwierdziłam, że nie mogłabym go zostawiać na całe dnie samego w domu podczas gdy ja miałam zajęcia. Jak zakończę swoją edukacje, przyrzekam, że będę miała pieska. Szłam ścieżką i próbowałam przypomnieć sobie cały, wczorajszy wieczór. No więc poszłam tam z Liz, przyciągnęłam ją do jakiegoś kolesia z którym dziś ona idzie na randkę, poszłam do baru i wypiłam 2 piwa, potem gadałam z jakimś kolesiem...Chyba miał na imię Dan.. Tak! Dan! Poprosił mnie do tańca - tańczyliśmy, gadaliśmy, piliśmy a potem zemdlałam. Liz mówiła, że wyniósł mnie z klubu na rękach. Szkoda, że akurat tego nie pamiętam. Gość wydawał się przystojny, a możliwe że straciłam okazję poznania go już na zawsze. Chyba czas uruchomić najlepszego przyjaciela każdego nastolatka - Facebook'a! Włączyłam fejsa w telefonie i przejrzałam swój profil: 1 zaproszenie do znajomych i 12 powiadomień. Od razu sprawdziłam zaproszenia. Ukazało mi się zdjęcie kolesia z klubu tylko tym razem miał na sobie wyłącznie kąpielowe spodnie do kolan i deską surfingową pod pachą - Dan Write. To musi być on. Zaakceptowałam zaproszenie i szybko przejrzałam powiadomienia. Jak zwykle jakieś konfy pod zdjęciami, których nawet nie warto czytać. Gdy wyszłam z podglądu zdjęcia mojej kumpeli zobaczyłam, że mam jedną wiadomość. Momentalnie znalazłam się w skrzynce odbiorczej.
Dan: Myślałem, że więcej się nie zobaczymy. Hej piękna ;D
Ja: Siemka :) Miałam takie same obawy. Przepraszam, za wczoraj. Upiłam się do nieprzytomności i musiałeś mnie wynosić. Przykro mi ;c
Dan: Co ty, to była sama przyjemność ^^ Choć muszę przyznać, że jak zemdlałaś mi w ramionach to trochę się przestraszyłem.
Ja: O nie, tylko nie mów mi, że zrobiłam coś głupiego...
Dan: Heh ;D Czemu od razu głupiego? Czy to, że ze mną tańczyłaś było głupie?
Ja: Skąd! Przecież wiesz co miałam na myśli :D
Dan: Taa, jeśli o to chodzi to nie miałaś odpałów :P
Ja: Dzięki, uspokaja mnie to C:
Dan: Myślałem trochę nad tym... Może spotkamy się dzisiaj? Oczywiście jeśli chcesz...
Ja: Chętnie :) Podaj czas i miejsce ;D
Dan: Niech pomyślę... Może spotkamy się w wesołym miasteczku? Przyjechali jakiś tydzień temu do miasta, może być ciekawie ;D I może zrobimy se podwójny wypad? Jeszcze z twoją przyjaciółką i jej chłopakiem, Kris'em?
Ja: No wiesz Kris to chyba nie chłopak mojej przyjaciółki albo raczej JESZCZE nie ;D
Dan: No co ty nie powiesz... A wczoraj migdalili się przy barze xD
Ja: Zaczynam żałować, że film mi się urwał xD
Dan: Dziś możemy sobie wszystko we czwórkę naprostować ;D To jak? Spotkamy się w wesołym miasteczku koło 17? Będę przy diabelskim młynie - mam nadzieję, że mnie poznasz :)
Ja: Może być i na pewno poznam ;D
Dan: To do zobaczenia o 17 ;*
Nie zdążyłam odpisać bo Dan się wylogował, a pewnie i tak bym nie umiała. Tak, wiem, zachowuję się teraz jak dziewczynka z podstawówki podniecająca się tym, że chłopak wysłał jej średnik z gwiazdką. Dwa znaki a ile symbolizują...

* * *

         Cholera, już 16:30... Zaraz przychodzi po mnie Liz z Kris'em, a ja biegam po mieszkaniu w samej bieliźnie. Połowa mojej szafy teraz znajdowała się na podłodze, a ja dalej nie znalazłam nic odpowiedniego na dziś. W końcu postanowiłam, że założę to. Poprawiłam swój makijaż - zrobiłam sobie kreski kredką i lekko je rozmazałam nadając efekt smoky eyes. Na usta nałożyłam brzoskwiniowy błyszczyk i byłam gotowa. Musiałam przyznać, że wszystko razem nie wyglądało źle. Zdecydowałam się na luźną kitkę, jednak grzywkę zostawiłam w spokoju - nawet gdybym nałożyła na nią całą puszkę lakieru wróciłaby do swojej pierwotnej postaci po jakieś godzinie.
         Gdy zabierałam telefon i kluczę ze stolika w salonie usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam uroczą parkę stojącą przed moimi drzwiami. Co jak co, ale między Liz a Kris'em było widać chemie. Uśmiechnęłam się do nich i zamknęłam drzwi mieszkania na klucz. Po 5 min. byliśmy na miejscu. Wesołe miasteczko było ogromne, a ja myślałam, że to będzie jakieś gówno. Dan miał rację wybierając na punkt orientacyjny diabelski młyn - górował nad wszelkimi atrakcjami. Skierowaliśmy swoje kroki w jego stronę, lecz po dotarciu nie mogłam odnaleźć Dan'a. Po kilku minutach czekania gołąbeczki stwierdziły, że idą na Spływ Zakochany. Nie broniłam im. Rozglądałam się dookoła robiąc z siebie idiotkę, ale nigdzie nie widziałam Dan'a. No pięknie, wystawił mnie do wiatru. Już miałam odchodzić gdy wpadłam na jakiegoś kolesia. Zatoczyłam się do tyłu, ale dzięki Bogu nie upadłam.
         - Ja pierdole, jak chodzisz?! - krzyknęłam.
         - Ja? Chyba ty - odgryzł się chłopak.
         - Wow, cięta riposta. Normalnie przy tobie to Hardcorowy Koksu się chowa - rzuciłam sarkastycznie.
         - Mała, nie wiesz do kogo mówisz - zaśmiał się.
         - Mała to jest twoja pała! Nie, pięknisiu nie wiem i nie chcę wiedzieć.
         Gościu śmiejąc się odszedł. WTF is it? Usłyszałam za sobą oklaski. Obróciłam się w ich stronę i zobaczyłam Dan'a. No wreszcie się znalazł...
         - Będę pamiętał, żeby z tobą nie zadzierać.
         - Wiesz, już zaczynałam myśleć, że nas olałeś.
         - Przepraszam, miałem kilka minut poślizgu, bo musiałem wyprowadzić psa.
         - Wierzę ci, ale kiedyś sprawdzę czy masz psa - powiedziałam z krzywym uśmiechem.
         - Spoko, zapraszam do mnie. Twist na pewno ucieszy się z twoich odwiedzin i nie zapomnij mu wypomnieć, że przez niego się spóźniłem - uśmiechnął się.
         - Oki, nie zapomnę - podeszłam do Dan'a, a on mnie przytulił.
         Nie widziałam w tym nic nadzwyczajnego, dziś witałam się tak samo z Kris'em i to było normalne. Ok, ok, kogo ja próbuje oszukać, przytuliłam się z Kris'em na przywitanie, ale Dan to co innego...
         - Ślicznie wyglądasz, zresztą wczoraj też - posłał mi perskie oko.
         - Dzięki, ty też wyglądasz niczego sobie - co ja plotę, wyglądał nieziemsko!
         Miał na sobie Vansy, T-shirt i spodenki.
         - Jak już jesteśmy koło diabelskiego młyna to może skorzystamy z okazji i pójdziemy na niego, hmmm?
         - Możemy iść, czemu nie - wzruszyłam ramionami.
         - Dwa na diabelski młyn - powiedział Dan do kasjerki.
         - Zaraz oddam ci kasę za bilet.
         - Chyba sobie żartujesz - chłopak szczerze się zaśmiał.
         - Yyy.. Nie?
         - Nie wezmę od ciebie pieniędzy, bo dzisiejszy wieczór stawiam ja - powiedział i zabrał od kasjerki dwa bilety, które mu podała.
         Weszliśmy do jednego z wagoników. Maszyna ruszyła, a wagonikiem lekko wstrząsnęło. Był on zamknięty więc nie było żądnych pasów, bo pewnie uznali, że są zbędne przy tego typu wagoniku.
         - Dallas wygląda zupełnie inaczej patrząc na nie z góry - powiedziałam na głos, a Dan uśmiechnął się.
         - Niezaprzeczalnie.
         - Opowiesz mi co się wczoraj działo? Nie za wiele pamiętam.
         - Impreza jak impreza, tańczyliśmy i piliśmy. Norma. No prawie... - zaśmiał się.
         - O nie, co odwaliłam? - zdenerwowałam się, na pewno się wczoraj zbłaźniłam.
         - Nic, po prostu mnie pocałowałaś - Dan spojrzał na mnie swoimi oczami.
         - Sorry, serio przepraszam. Zwykle nie całuje się po tym jak kogoś poznam - powiedziałam na koniec śmiejąc się, a Dan mi zawtórował.
         - Nie przepraszaj, bo zrobi mi się przykro, że normalnie byś mnie nie pocałowała - tym razem mówił poważnie, trochę mnie to zbiło z pantałyku, nie wiedziałam co mam odpowiedzieć.
         Nagle młyn się zatrzymał, a wagonikiem wstrząsnęło tak, że wylądowałam na Dan'ie. Żadne z nas nie miał odwagi nic powiedzieć, po prostu się na siebie patrzyliśmy nie mogąc wydusić słowa. Wagonik ruszył a ja zarzuciłam lekko głową, żeby grzywka przysłoniła mi oczy i spróbowałam się odsunąć, ale Dan mi nie pozwolił. Trzymał mnie nie pozwalając mi wstać. Zrobiło mi się dziwnie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Co jeśli okaże się on jakimś gwałcicielem? Jestem jakieś 60 m nad ziemią. Nie mam gdzie uciec. Pozostało mi czekać na rozwinięcie się sytuacji. Dan nic nie robił, wciąż patrzył mi w oczy i nic więcej.
         - Czy bez alkoholu też byś mnie pocałowała? - zapytał.
         - Ja... Nie wiem...
         Zrobiło mi się szkoda chłopaka, wypuścił mnie z uścisku i patrzył na mnie smutnym wzrokiem.
         - Jasne, rozumiem... - powiedział.
         - Nie, nie rozumiesz! Ja... - pomyślałam, że marnym pomysłem byłoby wyjaśniać mu wszystko słowami więc... pocałowałam go.
         Przyciągnęłam jego twarz do swojej i złożyłam na jego ustach lekki pocałunek. Odsunęłam się i ponownie na niego spojrzałam. Co ten chłopak miał w sobie, że tam mnie do niego ciągnęło? Znaleźliśmy się na dole a drzwi wagonika się otworzyły.
         - Przepraszam... - tylko powiedziałam i wybiegłam z wesołego miasteczka.
         Biegłam, a nagle moja kostka wykrzywiła się w dziwny sposób, a ja poczułam okropny ból. Cholera! Innym razem, ale czemu akurat teraz?! Podniosłam się i doczłapałam się do budynku akademika. Szczęście, że miałam w sobie jeszcze na tyle adrenaliny we krwi, że doszłam do swojego lokum w miarę sprawnie. Ściągnęłam buty i walnęłam się na łóżko. Kostka strasznie bolała. Poleżałam 5 min. i poszłam do łazienki po apteczkę. Wyjęłam bandaż i owinęłam nim kostkę aby lekko ją usztywnić. Mimo, że efekt nie był powalający dało się jakoś chodzić. Poszłam do kuchni po puszkę coli, a potem usiadłam na kanapie przed telewizorem i go włączyłam. Leciał Titanic. Włączyłam akurat na scenę, w której Rose leży na tej "tratwie" czy co to tam jest, a biedny Jack zamarza w wodach oceanicznych.
         - Ty głupia krowo... Jakbyś sunęła swoje dupsko to Jack by przeżył... - wyraziłam swoją opinię do telewizora.
         Nie miałam ochoty ani chwili dłużej oglądać tego filmu, bo znałam go na pamięć. Zawsze oglądałam go z Liz gdy leciał w telewizji, odgrywałyśmy też parodie niektórych scen z tego filmu. To były czasu...
         Przebrałam się w piżamę, wystukałam do Liz sms'a, że jestem już w domu i żeby się nie martwiła, a następnie zasnęłam.

_________________________________________________________________
No i mamy pierwszy rozdział, wydaje mi się, że jest OK, ale sami oceńcie ;) Następny rozdział ukaże się jak będzie 10 waszych komentarzy. Czytacie - komentujcie <3 Komentarze dają kopa do działania ;D Teraz jest weekend, ale w tygodniu nie będę miała za dużo czasu na dodawanie kolejnych rozdziałów więc proszę was o wyrozumiałość :3