wtorek, 4 grudnia 2012

Rozdział 3


Ech, zaczął się tydzień. Wszystko było do bani. Najpierw ten cholerny test z matmy, następnie rozprawka z polskiego i przeprowadzenie tego idiotycznego eksperymentu na chemii. Chyba nigdy w życiu tak nie chciałam wakacji jak teraz. Poza tym bieganie z jednego końca szkoły na drugi ze zwichniętą kostką także nie jest zbyt przyjemne. Ten tydzień dłużył mi się i dłużył, a ostatni dzwonek w piątek był niczym zbawienie.
- Gdzie się dzisiaj wybierasz z Kris’em? – zapytałam Liz po szkole.
- Chciałabym wiedzieć, ale ma to być niespodzianka – w powietrzu nakreśliła cudzysłów. – A Dan się odzywał?
- Pss, co ty. Nawet na wiadomość na fejsie mi nie odpisał. Typowy przykład faceta bez jaj – prychnęłam.
- Proszę cię, on jest żałosny. Najpierw zarywa, a nagle ma wszystko w dupie i nawet nie da znaku życia. Im dłużej nie odpisuje tym większe mam wrażenie, że on to Then…
- Nie tylko ty – przyznałam przyjaciółce racje.
Pożegnałam się z nią i poszłam do swojego lokum. Pierwsze na co miałam ochotę to długi, ciepły prysznic. W gorących strumieniach wody stałam niecałą godzinę. Gdy wyszłam z kabiny całe lustro było zaparowane. Otulona w ręcznik zaczęłam zmazywać parę wodną ręką. Kiedy lustro było względnie wytarte zaczęłam przyglądać się swojemu odbiciu. Na linii włosów zauważyłam mały, czerwony punkcik. Fuck, kolejny pryszcz. Mała skaza została od razu potraktowana przeze mnie wszelkiego rodzaju specyfikami jakie miałam. Następnie wysuszyłam włosy i ubrałam bieliznę. Wyszłam z łazienki i poszłam sprawdzić co mam do jedzenia w lodówce. Na moje szczęście była jeszcze paczka mrożonych frytek. Wyłożyłam je na blaszkę i włączyłam piekarnik żeby się nagrzał. Poszłam do sypialni i właśnie gdy miałam podchodzić do szafy dostałam sms’a od Jake’a.
Jake: Co porabiasz? ;D
Ja: No wiesz, właśnie paraduje po domu w bieliźnie i przerwałeś mi czynność noszącą nazwę „ubieranie się” ;p
Odpowiedz przyszła niemal natychmiast.
Jake: Oh God Why? Czemu mnie tam nie ma! xD
Ja: Może to i lepiej, bo moja zajebistość mogłaby cię zakompleksić xP
Jake: Oj dobra złośnico ;) Wrzuć na luz, piszę tylko żeby się zapytać czy nasze spotkanie jest aktualne.
Ja: Tak, a czemu by nie? ;D O 16.00 jutro bądź pod moim akademikiem i pójdziemy gdzieś gdzie ty wybrałeś… No właśnie, powiedz gdzie idziemy ^^
Jake: Nie, bo wtedy to nie będzie niespodzianka :D
Ja: Co wy faceci macie z tymi niespodziankami…
Jake: Jutro się widzimy, siemson ;D
Ja: Yep, narara :P
Po krótkiej wymianie sms'ów wreszcie się ubrałam. Posprzątałam swój artystyczny nieład na biurku i wróciłam do kuchni. Wsadziłam frytki do piekarnika i wróciłam do salonu. Na opakowaniu napisali, że powinny być gotowe za jakieś 20 min więc mam czas aby skorzystać z chwili spokoju i wejść na fejsa. Usiadłam na kanapie po turecku i wzięłam laptopa na kolana. Po chwili mogłam już korzystać z urządzenia. Włączyłam z dysku piosenkę i wbiłam na facebook'a. 1 nowa wiadomość... Podejrzewałam to, jednak zobaczyć coś na własne oczy to co innego...
Dan: Ja przepraszam... Nie chciałem, żeby tak wyszło. Wiedziałem, że gdy powiem ci kim naprawdę jestem to do mnie nie wrócisz. Proszę cię, skarbie, ja tak bardzo cię kocham. Zachowałem się jak idiota, daj mi tą ostatnią szansę, a wszystko ci wytłumaczę.
Chciałabym żeby to był tylko zły sen, ale takie myśli nie mają sensu. Musiałam z nim skończyć.
Ja: Myślisz, że to jakaś pieprzona telenowela?! Zastanów się czego ode mnie oczekujesz... Nasz związek jest już zakończony i wiesz co? To ty go zakończyłeś. Poza tym chyba coś ci się w dupie poprzewracało skoro śmiesz prosić o "ostatnią szansę" po tym co mi zrobiłeś. Żeby ją dostać trzeba sobie na nią zasłużyć, a nie kłamać w żywe oczy. Normalnie zajebiście tą swoją "miłość" okazałeś. Nie chcę cię znać, wyjdź z mojego życia ;/
Szybko wylogowałam się z portalu i nie trudząc się na zamykanie odtwarzacza muzyki trzasnęłam klapą laptopa i odłożyłam go na stolik. Chyba pierwszy raz w życiu byłam wściekła na swoją kobiecą intuicję, która mnie nie zawiodła. Oczy mi się zaszkliły, ale zaczęłam szybko mrugać aby łzy nie popłynęły. Kiedyś obiecałam Liz, że już nigdy nie będę płakała przez Then'a i zamierzałam dotrzymać tej obietnicy. Wróciłam do kuchni i wyłożyłam frytki na talerzyk. Właśnie miałam przed sobą bombę kaloryczną, ale w sumie przez Then'a schudłam prawie 10 kg więc teraz chyba mogę sobie pozwolić, co nie? Szybko zjadłam swój obiad, ponieważ cały dzień nie miałam nic w ustach. Postanowiłam zadzwonić do mojej mamy. Nie widziałam jej 2 lata, a ostatni raz rozmawiałam z nią przez telefon kilka miesięcy temu. Wybrałam numer i przyłożyłam komórkę do ucha. Mama odebrała po 2 sygnale.
            - Tak, słucham? - usłyszałam jej głos.
            - Cześć mamo, to ja - powiedziałam wesoło.
            - Hej kochanie! Boże, jak długo nie rozmawiałyśmy córciu - mama wydawała się równie szczęśliwa co ja.
            - No wiem, dlatego dzwonię. Co u was nowego?
            - Skarbie, u nas wszystko dobrze. Lepiej opowiadaj co u ciebie. Jak w szkole?
            Już miałam powiedzieć mamie o kostce, ale pewnie zamartwiałaby się bardziej niż tego warte.
            - Dobrze, myślę że z moimi ocenami mogę dostać się na praktycznie każdą uczelnię - tak, dobrze się uczę i moi przyjaciele nie wiedzą jak ja to robię, bo prawdę mówiąc mało wkuwam, dużo czasu spędzam na shopping'u, jakoś zapamiętuję to co było na lekcjach.
            - To bardzo się cieszę. A powiedz swojej matce czy masz chłopaka - niemal wyczuwałam jak mama się uśmiecha.
            - No póki co nie, ale w każdej chwili może to ulegnąć zmianie więc lepiej bądź na bieżąco - zaśmiałam się.
            - To co za idiotów masz tej w szkole, że nie robią na tobie wrażenia? Mogę się założyć, że lecą do ciebie jak pszczoły do miodu. Jedynie Then wydawał się normalnym. No właśnie WYDAWAŁ, bo potem gdzieś zniknął. Ciekawe czemu... - słowa mamy odświeżyły wspomnienia.
            Pamiętam jak zadzwoniłam do niej zaraz po tym jak po raz pierwszy Then mnie pocałował. To z nim straciłam dziewictwo. Niby pierwszy raz musi boleć, ale mój był wręcz doskonały. Then w całym swoim mieszkaniu pozapalał świeczki, a drogę do sypialni wyścielił płatkami czerwonych róż. Było wtedy tak romantycznie, czułam że Then to ten jedyny, jednak cholernie się pomyliłam. Po 2 miesiącach od naszego pierwszego razu Then wyjechał. No i teraz wrócił i rozpierdala wszystko co udało mi się poukładać od czasu jego zniknięcia.
            - Sam, jesteś tam? - głos mamy wyrwał mnie z rozmyślań.
            - Tak, tak, tylko się na chwilę zamyśliłam - szybko odpowiedziałam.
            Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
            - Mamo, ja muszę kończyć, pozdrów ode mnie tatę.
            - Dobrze Sam, prześlij ode mnie buziaki Liz. I Sam? Może być przyjechała do nas po zakończeniu roku szkolnego?
            - Mam już wykupione bilety do Londynu, ale mogłabym przyjechać przed wyjazdem na 2 dni jeśli chcecie.
            - Oczywiście, że chcemy! Jak będziesz się do nas wybierała do zadzwoń. Pa słońce.
            - Ok, pa mamo - rozłączyłam się.
            Szybko pobiegłam w kierunku drzwi, za którymi stała Liz. Wystroiła się jak nie wiem.
            - Przyszłam ci przypomnieć, że jutro o 20 u mnie wieczór filmów grozy. Przyjdź z Jake'iem. Będzie fun - uśmiechnęła się.
            - Spoko. A tak w ogóle to czemu ty taka odstawiona? - zapytałam.
            - Kris powiedział żebym się elegancko ubrała, no i jestem, ale za cholerę nie wiem gdzie idziemy.
            - Może jakaś restauracja...
            - Może, zresztą zaraz się przekonam. Ja spadam, pa laska.
            - Trzymaj się, a i miałam ci przekazać pozdrowienia od mojej mamy - powiedziałam kiedy Liz już zbiegała ze schodów, tylko obróciła głowę i się uśmiechnęła.
            Zaśmiałam się pod nosem i zamknęłam drzwi.



* * *
         
            Jestem już gotowa wychodzić. Ciuchy, które wybrałam wczoraj, jakoś tam na mnie wyglądają i czekałam już tylko na Jake'a. O 15:50 dostałam od niego sms'a.
           
Jake: Nie żeby coś, ale jeśli jesteś gotowa to wychodź. Ja już czekam ;)
           
Bez trudzenia się na odpisanie na wiadomość po prostu wyszłam z domu. Gdy byłam na dworze, zauważyłam Jake'a opierającego się o samochód. Miał na sobie jeansowe rybaczki, białą bokserkę, a na nią zarzuconą biało-niebieską koszulę w kratkę z krótkim rękawem. Obrócił głowę w moją stronę, a na jego twarzy pojawił się seksowny uśmiech. Odwzajemniłam gest i zaczęłam iść w kierunku chłopaka.
            - Hejka, dawaj na misia - powiedział i przytulił mnie na przywitanie.
            - Siemka - powiedziałam i objęłam chłopaka.
            Gdy odsunęliśmy się od siebie chłopak zaczął skrupulatnie oglądać mnie od stóp do głów, a nagle zatrzymał się na dekolcie i uśmiechnął się.
            - Jesteś Directionerką?
            - Nie, nie jestem, a łańcuszek kupiłam se tylko dlatego, że mi się spodobał - rzuciłam sarkastycznie. - Patrzysz mi w dekolt i się pytasz... - westchnęłam i złożyłam ręce na piersiach.
            - Ja tylko pytam - uniósł ręce w poddańczym geście. - Gotowa na przejażdżkę? - zapytał otwierając drzwi Lamborghini od strony pasażera.
            - Już myślałam, że nie zapytasz - zgrabnie wsunęłam się na miejsce i zapięłam pasy.
            - To gdzie jedziemy? - zapytałam gdy chłopak usiadł za kółkiem.
            - Nic z tego, niespodzianka to niespodzianka - zaśmiał się, a ja szturchnęłam go w ramię.
            Chłopak wyjechał z parkingu i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy tak wooooolno, że zaczynałam się wkurzać.
           - Moja babcia jeździ szybciej od ciebie - westchnęłam. - Przecież to auto może wiele, wiele więcej.
          - Skoro tak chcesz, to sprawdzimy ile to autko może - Jake uśmiechnął się zadziornie i wcisnął gaz do dechy.
          Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech gdy poczułam jak wciska mnie w fotel. Samochód zgrabnie wyrabiał się na wszystkich zakrętach.
         - A to ci się podoba? - zapytał Jake gdy przekroczyliśmy 250 km/h na liczniku.
         - No jasne, że tak! Prędkość to coś co wręcz uwielbiam - powiedziałam śmiejąc się.
         Adrenalina płynąca z szybkiej jazdy rozprzestrzeniała się po moim ciele wywołując przyjemny dreszcz. Mijaliśmy dalsze odcinki drogi, a ja czułam się niesamowicie. Otworzyłam okno, a moje włosy zaczęły wirować na różne strony. Osiągnęliśmy maksymalną prędkość 330 km/h, a mi było wciąż mało. Uśmiechałam się jak głupi do sera kiedy wiatr lizał moje poliki. Jake wydawał się równie zafascynowany prędkością i nie wyglądał jakby chciał zwolnić. Silnik auta pracował na pełnych obrotach dając nam niezapomniane doznania. Poczucie prędkości było nie do opisania. Obraz za oknami zlewał się w jedną, niezgrabną smugę, z której nie można było nic wyczytać, jedynie pasy wyróżniały się na tle rozmytych kolorów. Chłopak miał pełną kontrolę nad autem mimo zawrotnej prędkości.
          - Myślisz, że powinniśmy zwolnić? - zapytał Jake z łobuzerskim uśmiechem.
          - Niech pomyślę...NIE! - odpowiedziałam z uśmiechem.
          W życiu nie doświadczyła czegoś takiego i okropnym błędem byłoby to przerwać. Wprzedzaliśmy samochody jeden po drugim aż ku mojemu niezadowoleniu Jake zaczął zwalniać.
          - No ej! Co jest do cholery? - zapytałam zawiedziona.
          - Fotoradar za 200 m - zaśmiał się.
          Zerknęłam na nawigację i przewróciłam oczami. Fotoradar naprawdę jest niedaleko. Jechaliśmy 70 km/h kiedy byliśmy blisko radaru. Wystawiłam środkowy palec gdy mijaliśmy to ustrojstwo.
          - No już, nie bulwersuj się. Obiecuję, że następnym razem pojedziemy na tor wyścigowy  - powiedział chłopak.
          - Na tor powiadasz? - uśmiechnęłam się słodko.
          - Tak, na tor - chłopak parsknął śmiechem na co ja odpowiedziałam tym samym.
          Jechaliśmy chwilę w ciszy aż w końcu postanowiłam zarzucić temat.
         - Daleko jeszcze?
         - Nie, już prawie jesteśmy - samochód skręcił w lewo.
         Jechaliśmy jeszcze kilka minut aż wreszcie dojechaliśmy do jakiegoś wielkiego domu.
         - Co to jest? - zapytałam.
         - Restauracja. Tylko nieliczni o niej wiedzą, a jest naprawdę maravilloso(tłum.: wspaniała).
         - Nie mówiłeś, że znasz hiszpański.
         - Prawdę mówiąc nie wiesz o mnie nic poza tym, że jeżdżę na desce, mam Lamborghini i mam na imię Jake - zaśmiał się.
         Miał rację, wiedziałam o nim naprawdę niewiele. Ale wydawał się sympatyczny. Skierowaliśmy swoje kroki do ogromnych drzwi wejściowych. Jake otworzył je zamaszystym ruchem i przytrzymał abym mogła wejść do środka. Wnętrze domu było bardzo przytulne, a w powietrzu było czuć zapach smacznych potraw.
          - Prowadź, bo robię się głodna - powiedziałam.
          - Serio? Przeoczyłaś tą wielką tabliczkę? - zapytał wskazując palcem na tabliczkę w kształcie strzałki z napisem "Restauracja".
          - Oj dobrze, nie wymądrzaj się - pokazałam mu język.
          Poszliśmy do restauracji gdzie każdy zamówił sobie co innego. Podczas czekania na jedzenie jak i jedzenia cały czas rozmawialiśmy, a tematy wcale nam się nie kończyły. Mówiliśmy o wszystkim, o swojej przeszłości, dawnych miłościach, a nawet małych sekrecikach i wtopach. Nim się zorientowałam była 19:30. Jedzenie było tak pyszne, a mi i Jake'owi gadało się tak dobrze, że aż szkoda było wychodzić, no ale Liz chciała żebyśmy przyszli.
          - Rusz swoją zacną dupę, jedziemy do akademika - powiedziałam wstając z krzesła.
          - Ale po co? - zapytał Jake.
          - Niespodzianka - powiedziałam z przekąsem na co Jake tylko wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo.
          - Mógłbyś powtórzyć, bo nie usłyszałam?
          - Ech, chodźmy już - zrezygnowany chłopak zapłacił kelnerowi i wyszliśmy.
          Gdy jechaliśmy samochodem Jake udawał obrażonego, ale gdy zaczęłam śpiewać z radiem Somebody that I used to know Jake się do mnie dołączył.

But you didn't have to cut me off
Make out like it never happened
And that we were nothing
I don't even need your love
But you treat me like stranger
And that feels so rough
No, you didn't have to stoop so low
Have your friends collect your records
And then change your number
I guess that I don't need that though
Now you're just somebody that I used to know
            - Masz zajebisty głos, zastanawiałaś się kiedyś nad zostaniem piosenkarką? - zapytał.
            - I kto to mówi? Ty też nieźle śpiewasz. A co do twojego pytania to tak, zastanawiałam się nad tym jak byłam w gimnazjum.
            - To myśl nad tym nadal, mam kumpli, którzy pomogli by ci się kształcić w tym kierunku.
            - To chyba nie dla mnie...
            - Chrzanisz. Jesteś świetna - chłopak uśmiechnął się do mnie i ruszyliśmy gazem dalej śpiewając wszystkie piosenki, które tylko leciały w radiu.
            Na miejscu byliśmy jeszcze przed 20.
            - A teraz powiesz mi po co tu przyjechaliśmy?
            - Przyjechaliśmy do mojej kumpeli, która zaprosiła nas na wieczór horrorów.
            - O ile dobrze się orientuję, twoja kumpela mnie nie zna.
            - No to cię pozna, idziemy.
            Weszliśmy do budynku. Przeszliśmy na I piętro gdzie zapukałam do drzwi Liz. Otworzyła po chwili.
            - Już myślałam, że nie przyjdziecie, ładujcie się - zaprosiła nas gestem do środka.
            Okna były pozasłaniane granatowymi roletami więc w pokoju było ciemno.
            - My się nie znamy. Jestem Liz, a to mój chłopak Kris - powiedziała moja przyjaciółka do Jake'a i podała mu rękę na przywitanie.
            - Jake - również podał dziewczynie rękę.
            - Siemasz - powiedział Kris i chłopaki przybili sobie żółwika.
            Pomogłam Liz poznosić całe żarcie z kuchni i usiedliśmy na swoich miejscach. Jake zajął miejsce na fotelu znajdującym się po lewej stronie telewizora, a ja usiadłam na tym, który znajdował się po jego prawej stronie. Gołąbeczki usiadły razem na kanapie. Ten "horror" to była jakaś porażka. W ogóle nie był straszny, tylko lała się sztuczna krew o nienaturalnym kolorze. W pewnym momencie usłyszałam dziwny odgłos. Ze zdziwieniem wypisanym na twarzy spojrzałam na Jake'a, który również na mnie patrzył tak samo zdziwiony. Obróciliśmy głowy w stronę kanapy i wszystko się wyjaśniło. Gołąbeczki całowały się bez pamięci mając moją i Jake'a obecność w głębokim poważaniu. Powtórnie spojrzałam na Jake'a i wskazałam palcem na drzwi wyjściowe, które miał za swoimi plecami. Chłopak chyba zrozumiał co mam na myśli, bo pokiwał głową i zwrócił swoje kroki ku wyjściu. Po cichu wyszłam z mieszkania za Jake'iem i zamknęłam drzwi najdelikatniej jak potrafiłam.
            - Uf, jak dobrze, że wyszliśmy. Nie miałam zamiaru oglądać porno na żywo - powiedziałam z ulgą.
            - A wiesz, że to by nie było takie złe - chłopak zaśmiał się, a ja walnęłam go w ramię.
            - No co? Już nigdy więcej mogę nie mieć takiej okazji - powiedział dalej się uśmiechając.
            - Wy faceci... Co jeden to taki sam...
            - Zbastuj. Ja jestem inny i udowodnię ci to. Wsiadaj do auta.
            - No ciekawa jestem co znowu wymyśliłeś.
            - Zobaczysz - pokazał mi swoje białe zęby w uśmiechu i ruszyliśmy.
            No to niespodzianek ciąg dalszy...

* * *
            Mam nadzieję, że Sam się tam spodoba, niedługo będzie zachodzić słońce, więc powinno być niesamowicie. Po 20 min drogi byliśmy na miejscu. Przejechałem przez mały las i dotarłem do jeziora. Słońce odbijało się w tafli wody iskrząc na wszystkie strony. Niebo było pomarańczowe i wyglądało wręcz...magicznie.
            - Jak tu pięknie - powiedziała Sam wysiadając z auta.
            - Czułem, że tak powiesz - mimowolnie się wyszczerzyłem.
            Usiadłem na piaszczystym brzegu jeziora, a po chwili dołączyła do mnie Sam. Dziewczyna położyła swoją głowę na moim ramieniu, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Po chwili objąłem dziewczynę w tali. Dla niej był to pewnie przyjacielski gest, ale dla mnie było to zaspokojenie poczucie jej bliskości.
________________________________________________________________
No i wreszcie jest ;D Wreszcie udało mi się go napisać, nie wyszedł do końca tak jak chciałam, ale mam nadzieję, że Wam się podoba ^^ Nie wiem kiedy kolejny rozdział, bo w szkole mam istny zapierdol -,- Cieszę się, że niedługo święta, w końcu wolne! ;D Wtedy na pewno coś dodam. Komentujcie ♥

6 komentarze:

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...

BOZE CUDOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO ♥ kocham kocham kocham kocham! sorry ze tak pozno komentarz dodaje ale totalnie nie mialam czasu na nic! rozdzial swietny mam nadzieje ze cos wyniknie nad tym jeziorem!
jest tylko male ale. przy takiej predkosci jak 330 naprawde nie da rady wystawic glowy za okna bo idzie ja urwac + krajobraz sie nie rozmywa a wrecz go nie ma! widac tylko pasy na drodze.

Rubinaz pisze...

Dzięki ;D
Tak, wiem, przesadziłam xD Zaraz z tym oknem usunę i poprawię ten krajobraz.

Camille. pisze...

Cześć! :* Na http://crying-werewolf.blogspot.com/ pojawił się 7 rozdział! Zapraszam do czytania i komentowania. ;)

Anonimowy pisze...

u mnie nn
amore-immortale.blogspot.com

Danishsingh pisze...

For every active trader who is planning to do trade business in India, marketing automation software plays a very crucial role as it provides a statistics report of all the trade that takes place in the Indian trade market. We work at Salez Shark Company which is considered as one of the leading data providers which offer the most authentic and updated business directory of India.

Prześlij komentarz