piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 4

 Obudziłam się tuląc do siebie moją poduszkę. Wygramoliłam się z pościeli i się przeciągnęłam. Zerknęłam na moją komórkę, która wskazywała godzinę 8:30. Co?! Jak sięgam pamięcią tak wcześnie nie wstaje. Po chwili zastanowienia stwierdziłam jednak, że o dalszym spaniu nie ma mowy. Moje ciało kategorycznie odmawiało kolejnej dawki wypoczynku, zamiast tego domagało się sportu. Wyskoczyłam jak z procy i poszłam wziąć prysznic, ponieważ wczoraj wieczorem Jake odwiózł mnie dopiero o 22, bo nad jeziorem zdążyliśmy się powpychać do wody i o wsiadaniu do auta chłopak nie chciał nawet słyszeć. No przecież to jego auto, a co by się wtedy stało z tapicerką? Ahh, faceci... Mimo wszystko cały czas przegadaliśmy. Naprawdę dobrze się wczoraj bawiłam. Ostatni raz tak dobrze spędziłam czas kiedy chodziłam z Then'em... Ale on to przeszłość, nie ma co wspominać. Po szybkim prysznicu ubrałam się i wzięłam deskę pod pachę. Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę skateparku, którego nie widziałam od wieków. Then nie pochwalał mojej pasji do deskorolki, więc nie jeździłam, ale czas to zmienić. Poza Liz i pasją do deski wszystko się zmieniło. Po krótkiej jeździe na deskorolce ulicami miasta dotarłam do skateparku. Ukochany skatepark w Dallas. Kochałam to miejsce. W skateparku był tylko jeden chłopak, który usiadł na jednej z ławek i rzeźbił do kogoś sms'a. Twarz przysłoniętą miał czapką więc nie mogłam go rozpoznać. Nagle dostałam sms'a. Prawie spadłam z deski. Otworzyłam wiadomość.
Jake: Wstawaj śpiąca królewno. Wbijaj do skateparku! ;D
 Chłopak obejrzał się w moją stronę i ujrzałam jego znajomą mordkę. Wyszczerzył się i podszedł ciągnąc za sobą deskę.
 - Hej, ty to masz ruchy. Dostałaś sms'a i już jesteś - powiedział Jake.
 - No jasne, zawsze spoko - pokazałam mu język. - Nie wiem co mi się stało. Wstałam o 8:30 i to bez pomocy budzika.
 - Widzisz, jak chcesz to potrafisz. Nie mówiłaś mi, że jeździsz. - chłopak wskazał na moją deskę.
 - Jakoś wypadło mi z głowy... I tak w sumie to już kilka lat nie jeździłam - przyznałam i spojrzałam na chłopaka spod mojego daszka od czapki.
 - To zaraz sprawdzimy ile pamiętasz - przybił mi żółwika i rozpoczęliśmy jazdę.
 Najpierw zrobiłam ollie'go, potem zrobiłam na desce kilka kickflipów. Następnie kilka frontsidów i backsidów. Zrobiłam nawet Quin flipa. Po krótkim przypomnieniu przeszliśmy na rampę gdzie przypomniałam sobie jak wyskakiwać z deską. Na sam koniec zostawiliśmy sobie handraile, które zawsze były moją specjalnością. Bez problemów przejechałam po rurce i usiadłam na ławce razem z Jake'iem.
 - No, nieźle - powiedział chłopak zdyszany.
 - Nieźle? Chłopaku, ja nawet zadyszki nie dostałam! - powiedziałam szczerząc się.
 Chyba nie jestem w stanie zapomnieć o skateboardingu, to moja pasja. Myślałam, że po takim czasie zapomnę wszystkich tricków, a co dopiero ich nazw, jednak okazało się, że pamiętam je tak dobrze jak alfabet. Czułam się świetnie mogąc położyć nogi na chropowatej powierzchni mojej deski.
 - Jesteś dobra, diabelnie dobra. Od kiedy jeździsz? - zapytał Jake.
 - Jeżdżę od kiedy skończyłam 7 lat. Moje początki były wręcz komiczne. Nie umiałam się nawet odepchnąć tak, żebym nie wylądowała na tyłku. Moja mama nie była zadowolona z tego jakie hobby sobie wybrałam, za to tata, który jak był młody był skatem, wydawał się ze mnie dumny i wspierał mnie w mojej pasji. To on kupił mi pierwszą dechę. Ogólnie lubię wszystko co ma kółka - zaśmiałam się na co Jake mi zawtórował.
 - Ja zacząłem jeździć kiedy skończyłem 15 lat. Moje 6 lat praktyki przy tobie to pikuś.
 - Nie jest źle. Masz dopiero 21 lata. Jeszcze masz kupe czasu ma doskonalenie się - powiedziałam szczerze.
 Rozmawialiśmy jeszcze jakieś półgodziny i ponownie zaczęliśmy jeździć. Przed godziną 10 zaczęli się schodzić ludzie. Ich męska część ciągle na mnie pogwizdywała z uznaniem. Niespodziewanie wśród nich zobaczyłam Max'a. Boże, jak ja go nie cierpię... Niech to będzie ktokolwiek inny tylko nie on. Przypomniało mi się jak kiedyś kumplował się z Then'em. Wtedy jeszcze nie brał sterydów na przyrost mięśni, a teraz wygląda jak jakiś osiłek, który wyszedł z poprawczaka. Jeszcze ta głowa zgolona na łyso, normalnie jak kryminał. Miałam ochotę odjechać stamtąd jak najszybciej gdy skierował swoje kroki w moją stronę. Stanęłam i czekałam, a po chwili dołączył do mnie Jake.
 - Wszystko ok? - zapytał, a ja w odpowiedzi tylko pokiwałam przecząco głową.
 - Sam, wiesz gdzie jest Then? - zapytał Max.
 - Skąd mam to wiedzieć? Nie jestem jego niańką... - powiedziałam wyzywającym tonem czego od razu pożałowałam, bo Pan Cegła spojrzał na mnie krzywo.
 - Wiem, że się z nim widziałaś, nie ściemniaj.
 - A czy ja powiedziałam, że go nie widziałam? Słuchaj uchem, a nie swoimi mięśniami na sterydach - tłumek gapiów wybuchł śmiechem, ale pod naciskiem wzroku Max'a od razu się uciszył.
 - W co ty pogrywasz głupia suko? Prosisz się o manto - Jake od razu zesztywniał gdy usłyszał słowa łysego, wpatrywał się w niego z obrzydzeniem w oczach.
 - Ja się nie proszę, to ty chcesz zaimponować innym bijąc dziewczynę. Myślałam, że stać cię na coś więcej Max.
 - Mów, gdzie jest Then!
 - Zluzuj majty, jakbym wiedziałam to bym powiedziała - rzuciłam mu groźne spojrzenie.
 - Ta babka dla której zostawił cię Then była lepsza od ciebie. Dobra 40-stka nie jest zła w porównaniu z taki wrzodem na dupie jak ty - z jego słów kapała nienawiść.
 - Odpieprz się od niej koleś. Jak tak cię ta 40-stka podnieca to do niej idź, mi nic do tego, ale odczep się od Sam. Ty nawet nie zasłużyłeś żeby ją znać, kupo mięcha - tym razem to był Jake. Zdziwiła mnie jego postawa, a jednocześnie zaimponowała mi. - Gratuluje odwagi, współczuje głupoty. Sterydy ci chyba mózg wyżarły, bo dla twojej wiadomości groźby są karalne, a tu każdy nagrywał co odpierdalasz.
 - Pożałujesz tego laluś, a z tobą Sam jeszcze nie skończyłem - Max cofnął się w tłumek biorąc z bara każdego kto zastąpił mu drogę.
 - Tylko mi nie mów, że się z nim kiedyś spotykałaś - powiedział Jake i uśmiechnął się krzywo.
 - Chyba by mnie musiał rozum opuścić, żebym spotykała się z tym... czymś - nie znalazłam nawet słów, żeby trafnie opisać tego debila.
 Po konfrontacji z Max'em odechciało mi się wszystkiego, poszliśmy jeszcze z Jake'iem na lody i wróciłam do domu. Nie byłam w stanie skoncentrować się na słowach chłopaka, ciągle odtwarzałam sobie w głowie słowa Max'a "Dobra 40-stka"... Nie widziałam czy się wkurzać czy śmiać, przecież to chore, żeby 19-latek chodził z taką starą babą! Wróciłam czym prędzej do domu i dopadłam do mojego laptopa. Kiedyś Then logował się na swoją pocztę przy mnie i zobaczyłam jak wpisuje hasło. Nie zrozumcie mnie źle, nie podglądałam, ale kiedy wstukał datę kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić zrobiło mi się ciepło na sercu. Zaczęłam poszukiwania od jego poczty, hasło pasowało. Pobieżnie przejrzałam wiadomości aż natknęłam się na coś ciekawego - portal randkowy. Otworzyłam wiadomość, w której wyświetliło się zdjęcie jakieś starej rury. Obok był wypisany jej wiek, zawód, miejsce zamieszkania i e-mail. Baba miała 43 lata, była kasjerką w Tesco, mieszkała w Atlancie a jej e-mail był rozbrajający - slodkalandryneczka_20@gmail.com . Ale to jest jeszcze nic w porównaniu z jej wiadomością.
 Jessica pisze...
Kochanie, kiedy w końcu do mnie przyjedziesz? Ja tak chcę mieć Ciebie obok. Mam nadzieje, że rozprawiłeś się z tą dziwką, jak jej tam, Sam? Biedaczku, uczepiła się Ciebie jak rzep psiego ogona, ale w sumie mogłeś od razy jej powiedzieć, że jej nie chcesz. Z tego co mówiłeś to jest brzydka jak noc. Przyjeżdżaj jak najszybciej! Czekam na ciebie, kupiłam sobie nawet lateksowy strój specjalnie dla ciebie. Pamiętasz ten link który mi wysłałeś z tym skąpym strojem pielęgniarki? Wyobraź sobie mnie w nim, a jak przyjedziesz porównamy twoje wyobrażenie z rzeczywistością. Kocham! 
                                                                                                                                Jess
Ja pierdole... Teraz to chyba nic nie jest w stanie mnie zdziwić. Jak pokaże to Liz to ona chyba padnie. Zrobiłam zrzut ekranu i wylogowałam się z poczty. Miałam zamiar wejść jeszcze na ten portal randkowy, ale zrezygnowałam, tyle ile wiem mi wystarczy. Teraz to się brzydzę tego gnoja.  Jak ja mogłam przez niego wylać tyle łez?! Boże, moja głupota była porażająca. W dodatku ten cholerny Max, który wcina się jak stringi w dupę. Dlaczego chciał wiedzieć gdzie jest Then? Coś mi mówiło, że się tego nie dowiem...
* * *
miesiąc później...
 Jest środek maja, za dwa tygodnie zakończenie roku szkolnego. Dopiero tydzień temu Max przestał na mnie posępnie patrzeć i zaczął mnie najzwyczajniej w świecie olewać, i bardzo dobrze. Pewnie spotkał się z Then'em i nie byłam mu już do niczego potrzebna. Co jakiś czas dostawałam od mojego ex jakieś liściki lub wiadomości na fejsie. Wszystkie miały podobną treść: "Kocham cię", "Daj mi ostatnią szansę", "Zachowałem się jak idiota", "Przepraszam"...
Nie chciało mi się nawet tego czytać więc tylko pobieżnie obiegałam wzrokiem całe wiadomości wyłapując tylko niektóre słowa. Pokazałam Liz wiadomość od Słodkiej Landryneczki... Moja przyjaciółka była bardziej wkurzona niż ja kiedy to zobaczyłam, wypowiadała wszystkie przekleństwa i obelgi pod adresem Then'a, które przyszły jej na język. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju, dlaczego Then to zrobił... Przecież dobrze nam się układało, nie kłóciliśmy się i byliśmy uważani za najbardziej dopasowaną parą w szkole. Spotykaliśmy się przez ponad 2 lata i nie przychodziło mi do głowy czemu się tak zachował. Widocznie mimo tych 2 lat, nie znałam go prawie wcale. Zaczęłam ostatnio spędzać czas z Jake'iem. Naprawdę się zaprzyjaźniliśmy pomimo, że nasze pierwsze spotkanie tego nie wróżyło.
 - Kiedy jedziesz do rodziców? - zapytał Jake kiedy siedzieliśmy u niego w mieszkaniu i piliśmy zimną lemoniadę.
 - Zaraz po zakończeniu roku.
 - Myślałem, że jedziesz do Londynu.
 - Bo jadę - powiedziałam popijają łyk napoju. - U rodziców zatrzymam się tylko na dwa dni i z Chicago polecę do Londynu.
 - Mam pewien pomysł - na twarz chłopaka wkradł się uśmieszek, więc nie wiedziałam czego mam się spodziewać.
 - Wal.
 - Ja też będę leciał do Londynu, planowałem w tym tygodniu, ale kiedy powiedziałaś, że po końcu roku też będziesz tam wyjeżdżać, stwierdziłem, że dwa tygodnie w te czy we w te mnie nie zbawią. Cofnąłem rezerwacje swojego biletu i pomyślałem, że mógłbym go zabukować na ten sam dzień i godzinę co ty. Tylko czy chcesz..? - chłopak zakończył swoją wypowiedz i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami.
 Nie dane mi było odpowiedzieć, bo zadzwoniła komórka Jake'a.
 - Moment - powiedział i odebrał telefon. - Halo?... Hejka, jak leci?... Tak, tak, oglądałem, było świetnie.... Kiedy wracacie do Londynu?... Dobrze się składa, bo ja postanowiłem trochę dłużej zostać w Dallas.... Jak się spotkamy to ci wszystko opowiem - chłopak się zaśmiał. - Dobra, trzymaj się, pozdrów ode mnie wszystkich.... Spoko, dam radę załatwić, siema - Jake nacisnął czerwoną słuchawkę i odłożył swój telefon na stolik do kawy.
 - Przepraszam, to był mój kumpel, dawno się nie widzieliśmy, a i porozmawiać przez telefon nie ma kiedy, sorki.
 - Spoko, rozumiem - powiedziałam uśmiechając się. - A co do tego Londynu, to myślę, że to świetny pomysł. Skoro i tak mamy tam oboje lecieć to możemy lecieć razem.
 - Właśnie o tym samym pomyślałem. No dobra, a teraz coś gorszego... Sprawy organizacyjne. Musisz mi powiedzieć jakim masz numer lotu, jaki samolot, z jakiego lotniska odlatujesz, kiedy i o której godzinie, a także jakie masz miejsce w samolocie.
 - Prawdę mówiąc to nie zabukowałam jeszcze biletu... - uśmiechnęłam się nieśmiało, bo Jake wydawał się dobrze obeznany ze wszystkimi sprawami dotyczącymi podróży samolotem, które ja znałam tylko pobieżnie. Nawet nie wiedziałam jak dokładnie przebiega odprawa.
 - To mamy ułatwione zadanie - stwierdził krótko i uruchomił swojego laptopa. Wybraliśmy klasę ekonomiczną, ponieważ zgodnie stwierdziliśmy że nie trzeba wydawać fortuny na jednie 8 godzin lotu. Bilety zabukowaliśmy na 3 czerwca. Dobrze się składało, bo 31 maja był koniec roku, po końcu roku pojadę na weekend do moich rodziców i wylecę do Londynu. Wzięliśmy dwa bilety w jedną stronę, bo nie wiedziałam jak długo chcę zostać w Londynie, więc uznałam, że to najlepsze rozwiązanie. Wylot mieliśmy o godzinie 5:45, a planowany przylot do Londynu był planowany na godzinę 14. Wiedzieliśmy, że mogą być opóźnienia, ale to raczej nie był jakiś wielki problem. Sprawnie zarezerwowaliśmy dwa miejsca obok siebie i ponownie wrócilismy do rozmowy.
 - Sam? - zaczął Jake.
 - Hmm?
 - Ten Then dalej do ciebie pisze?
 - Tak, zaczyna mnie to wkurzać.
 - Szczerze mówiąc chyba go rozumiem - powiedział chłopak i się uśmiechnął.
 - Oświeć mnie, bo ja nie wiem. Najpierw mnie zostawił, a teraz nagle chcę żebym do niego wróciła, to się nie trzyma kupy - nie rozumiałam jak można uzasadnić zachowanie Then'a.
 - Pomyśl, rzeczywiście, odjebał maniane, ale może ta "słodka landryneczka" to był tylko jakiś głupi zakład, chociaż nie, nie będę usprawiedliwiał tego gnoja - zachichotał. - Ale poniekąd go rozumiem. Jesteś świetną dziewczyną i każdy facet by żałował gdyby stracił taką kobietę jak ty - powiedział i spojrzał na mnie nadal z uśmiechem na twarzy. Nie wiedziałam jak mam to odebrać, czy mam podziękować, czy co?
 - Przesadzasz, nie jestem taka "świetna" - nakreśliłam w powietrzu cudzysłów. - Ale to było miłe, dzięki - uśmiechnęłam się.
 - Nie przesadzam - Jake śmiesznie ruszył brwiami, a ja rzuciłam w niego poduszką, która leżała na kanapie. - To ja cię komplementuje, a tu rzucasz we mnie poduszką? - powiedział i rzucił się na mnie z drugą poduchą. Po chwili byliśmy pochłonięci walką na poduszki. Po kilku minutach się nam to jednak znudziło i dopiero wtedy zorientowaliśmy się, że jesteśmy na podłodze. Spojrzałam na mój zegarek na nadgarstku - 14: 56. Cholera, za 4 minuty zaczyna się powtórka transmisji z koncertu One Direction.

 - Jake? Masz program MTV co nie?
 - No jasne, a co? - zapytał. Zrobiłam słodkie oczka i odpowiedziałam.
 - A mogłabym obejrzeć u ciebie transmisje z koncertu 1D?
 - Jasne - powiedział i włączył telewizor pilotem, który w magiczny sposób znalazł się z nami na podłodze.
 Chyba Jake nie wiedział w co się pakował, ale byłam mu wdzięczna. Przy każdej kolejnej piosence chłopców z 1D krzyczałam z zachwytu, a Jake jednak to znosił, później nawet do mnie dołączył przedrzeźniając mnie. Przy nim mogłam być sobą, akceptował mnie i moje zachowania całkowicie, a ja nie musiałam niczego przed nim udawać. Przyznam, że jest on pierwszym chłopakiem, przy którym czuje się taka... Taka wolna. Bez skrępowań i bez hamowania się. Then był moim chłopakiem, ale jednak przy nim zachowywałam się z rezerwą, byłam bardziej uległa, nie wyrażałam całej siebie. Siedziałam z Jake'iem do końca koncertu oboje nawet przy końcu zaczęliśmy śpiewać wszystkie piosenki jakie chłopaki na ekranie grali, naprawdę fajnie spędziłam dziś czas, ale to chyba tylko dzięki Jake'owi.
 - Czemu ja z tobą zawsze się tak dobrze bawię? - powiedziałam wstając z podłogi.
 - To mój wrodzony urok osobisty - powiedział chłopak z krzywym uśmieszkiem.
 - Och, to ciekawe, bo tego jeszcze nie zauważyłam - odgryzłam się, jednak chłopak się nie zraził. Jake wstał z ziemi i podał mi moją torebkę, którą zostawiłam na jego kanapie. - Oo, dzięki, zupełnie o niej zapomniałam.
 - A tak w ogóle jak ty chcesz się dostać do rodziców do Chicago? - zapytał.
 - No nie wiem, albo pociągiem, albo autobusem, a co? 

 - Mógłbym cię zawieść, ja bym się też tam mógł zatrzymać, na pewno znalazłbym jakiś hotel.
 - No co ty, nie chcę żebyś mnie woził, nie jesteś przecież moim szoferem, żeby mnie wozić tam gdzie ja chcę. Nie chcę ci robić kłopotu - powiedziałam do chłopaka i położyłam mu rękę na ramieniu.
 - To nie jest żaden kłopot! W sumie to ma same plusy. Po pierwsze przecież akademik musisz opuścić po końcu roku więc nie zostawisz tam rzeczy, a będziesz się tłukła z tyloma walizkami w pociągu czy autobusie?
 - Jezu, kompletnie o tym zapomniałam... W sumie część rzeczy mogłabym zostawić u Liz, wiem, że ona już znalazła sobie jakieś małe mieszkanko do wynajęcia - pomysł Jake'a nie był taki zły, ale nie chciałam nadużywać jego dobrych chęci.
 - Oj, przestań chrzanić. Spakujesz wszystko, ja cię zawiozę do twoich rodziców, a po weekendzie polecimy z Chicago do Londynu. I po drugie i tak bym musiał jechać do Chicago, bo przecież w poniedziałek mamy samolot do Londynu. A po trzecie lubię jeździć samochodem, zwłaszcza z tobą - zaśmiał się.
 - No dobra, ale pod jednym warunkiem...
 - Jakim?
 - Nie będziesz spał w żadnym hotelu. Zajmiesz pokój gościnny w domu moich rodziców - ciężko było mi powiedzieć "moim domu". Nie miało to dla mnie sensu chociaż spędziłam tam większość swojego życia, nie czułam się zbytnio przywiązana do tego miejsca.
 - Spoko, jeśli twoi rodzice nie wywalą mnie za drzwi - powiedział uśmiechając się ironicznie.
 - Nie zrobią tego - podeszłam do chłopak i dałam mu buziaka w policzek. - I dzięki, za wszystko. Pa. - pomachałam mu jeszcze i wyszłam z jego mieszkania.
 Po dziesięciu minutach drogi byłam już w domu. Wpadłam do mojej sypialni i wyjęłam wszelkie torby podróżne i walizki jakie miałam. Otworzyłam także moją szafę z ciuchami. Kilka miesięcy temu wyrzuciłam z niej kilka niepotrzebnych, starych szmat więc były w niej luzy. Stwierdziłam, że przy odrobinie szczęścia uda mi się to upchnąć w dwie największe walizki. Prawdziwym wyzwaniem były buty. Szpilki, trampki, koturny, adidasy, sandały, klapki, botki i baleriny... Przejrzałam je i odrzuciłam na stosik moje stare koturny, 2 pary znoszonych trampek, za małe klapki i botki, od których bolały mnie nogi i których już nigdy bym nie założyła - te rzeczy są do wyrzucenia. Resztę swoich butów już włożyłam do wielkiej torby podróżnej, w której ku memu zdziwieniu się zmieściły. 2 walizki i torba... Póki co nie jest źle. Wyjęłam jeszcze z szafy mój plecak i postanowiłam, że w nim umieszczę swoje torby i torebeczki, no i może skrzyneczkę z biżuterią. Jedyne co zostałoby do spakowania w moim mieszkaniu to zdjęcia, figurki, laptop, budzik i moje książki (oczywiście nie szkolne, one niedługo wylądują w koszu na śmieci). Laptop miał swoją osobną torbę, a zdjęcia i figurki także powinny się zmieścić w plecaku. Miałam jakieś 15 książek i nie miałam pomysłu gdzie mogę je spakować. Postanowiłam, że spakuje je do kartonu i wyślę do moich rodziców pocztą. Co do budzika to jego gdzieś upchnę, albo i wywalę, chociaż było mi go szkoda, bo przeszedł ze mną tyle co mało kto. Kilka razy uderzył o ścianę, spadał na podłogę i był uderzany książkami. Chyba jeszcze żaden budzik nie był taki wytrzymały. Na koniec tylko ułożyłam sobie w głowie wszystko co wymyśliłam i skończyłam z tym pakowaniem. Dobry plan to podstawa. Usiadłam na kanapie przed telewizorem i już miałam go włączyć gdy usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Spojrzałam na ekran, jednak nie wiedziałam co to za numer. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.

PUŚĆ TO 
 - Halo?
 - Dzięki Bogu, myślałem już, że Max podał mi zły numer - to był Then! Co on ode mnie chce!? - Proszę, tylko się nie rozłączaj.
 - Och, niby czemu? Ostatnie czasy chyba wolałeś tą zasuszoną pindę, a teraz mnie prosisz, żebym się nie rozłączała.
 - To dla mnie bardzo ważne.
 - A zastanawiałeś się kiedyś co jest ważne dla mnie, kochałam cię, a ty... A ty mnie zostawiłeś  samą, miałeś mnie gdzieś - wyrzucałam z siebie cały swój gniew.
 - Przepraszam, zachowałem się jak idiota, byłem palantem. Zrozumiałem ile dla mnie znaczysz dopiero gdy cię straciłem. Wiem, że na ciebie nie zasługuję. Jesteś dla mnie za dobra. Jestem wdzięczny losowi, że miałem okazję poznać tak cudowne stworzenie jak ty. Nie wiem czemu wyjechałem do Jess... nie rozumiem tego. Max twierdził, że mnie zdradzasz, a ja chyba chciałem się odegrać. To było bez sensu. Zachowałem się jak bym był w przedszkolu. Wiem, że mnie nie zdradziłaś, wiem, bo jesteś bardzo oddana gdy kogoś kochasz. Żałuje tylko, że musiałaś cierpieć z powodu tego oddania, że musiałaś cierpieć przez takiego kretyna jak ja - usłyszałam dźwięk przeładowywanego pistoletu.
 - Then, co ty zamierzasz zrobić? - byłam wstrząśnięta, on chyba nie chce...
 - Pora zakończyć to tam, gdzie się zaczęło. Już nigdy nie będziesz cierpiała z mojego powodu. Chcę wyłącznie twojego szczęścia. Wiedz tylko, że bardzo cię kocham. To chyba najsilniejsze uczucie jakie kiedykolwiek czułem. Bez ciebie me życie nie ma sensu więc po co JA mam dalej żyć? Obiecaj mi tylko, że nigdy o mnie nie zapomnisz, to jedyne czego chcę.
 - Nie proszę, Then! Nie możesz tego zrobić! Pogadajmy o tym, spotkajmy się, ale nie rób sobie tego! Nie rób tego swoim bliskim! Nie rób tego mi! - poczułam jak do moich oczy wzbierają łzy. Mimo, że uważałam go za gnoja, pewna część mnie nadal była z nim związana, teraz ta część przeważała nad wszystkim.
 - Nie, Sam, dla nas nie ma już dobrego zakończenia. Przez to co zrobiłem i ja i ty, tylko cierpimy. Nie mogę tego dłużej ciągnąć - westchnął.
 - Nie, Then, ty nie wiesz co robisz, proszę Then... - rozłączył się.
 Wybiegłam z domu i zbiegłam po schodach. "Pora zakończyć to tam, gdzie się zaczęło" - od razu zorientowałam się, że chodzi o park, w którym oficjalnie zostaliśmy parą. Pędziłam ile sił w nogach czując słone łzy spływające po moich polikach. W parku byłam po chwili. Stałam na środku chodnika nie wiedzą gdzie dalej iść. Nagle usłyszałam strzał. Ptaki poderwały się do lotu szczelnie zasłaniając słoneczne niebo. Popędziłam w kierunku, z którego dobiegł strzał. Znalazłam się pod wierzbą. Patrzyłam się przed siebie nie mogąc się ruszyć. Zobaczyłam Then'a. Z jego głowy płynęła krew. Nagle z jego dłoni wypadł pistolet, a on sam osunął się na kolana. Widziałam jak jego mięśnie wiotczeją i ciało opiera się o pień wielkiego drzewa. Nagle się ruszyłam. Pobiegłam do chłopaka i chwyciłam jego twarz w dłonie. Jego oczy były otwarte i patrzyły się wprost na mnie. Widziałam jak jego tęczówki powoli szarzeją zmieniając błękit oceanu w szarą breje. Słone kropelki wydostające się z moich oczu spadały na jego koszulkę, na tę koszulkę, w której tak uwielbiałam go widzieć. Nagle Then się zakrztusił, momentalnie na niego spojrzałam. Ruszał ustami, jednak mówił tak cicho, że nie mogłam go zrozumieć. Zbliżyłam swoje ucho do jego warg.
 - Kocham... cię Sam... Może...spotkamy się... kiedyś... po - zakaszlał. - drugiej stronie.
 Nie byłam w stanie odpowiedzieć, nie zdążyłam. Jego powieki opadły i zakaszlał po raz ostatni. Wzięłam jego głowę na kolana, nie zważając, że moje nogi robią się czerwone od krwi, która wypływa z Then'a. Po prostu siedziałam patrząc na niego i nie mogą zrozumieć, że tak zakończył swe życie. I to przeze mnie, bo gdybym chociaż dała mu szanse wszystko wyjaśnić... Może to by się tak nie skończyło. Dalej płakałam i na niego patrzyłam, a do moich uszu docierało tylko echo syreny policyjnej i wycia ambulansu. Nagle jacyś ludzie mi go zabrali...

_________________________________________________________________
W końcu jest. Już od jakiegoś czasu myślałam nad tym żeby się do tego zabrać, ale nie miałam czasu - szkoła, treningi i inne pierdoły. Nie miałam nawet czasu wejść na bloga i życzyć Wszystkim Wesołych Świąt, ale chociaż mogę Wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku ♥ Spełnienia marzeń i dotrzymania obietnic noworocznych. ^^ Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał ;) Jeśli już tu jesteście i to czytacie to zostawcie po sobie komentarz ;D

11 komentarze:

Anonimowy pisze...

wez no poplakalam sie :/
szkoda mi Sam ciekawe jak bedzie sie teraz czula, mam nadzieje ze szybko jej przejdzie i nie odbije sie to na relacjach z Jakiem.
Zwróciłem swój bilet i pomyślałem, że zabukuje sobie bilet na ten sam dzień i godzinę co ty wystarczylo napisac ze Przebukuje swoj bilet.
ps: nie wiem czy czytalas rozdzial wczesniejszy Mala usunela ciaze.
amore-immortale

Rubinaz pisze...

Już mam pomysł na następny rozdział, ale spokojnie, miedzy Sam a Jake'iem nic się nie zmieni, może nawet wzmocni się ich więź ;)
No teraz już wiem, że to brzmi trochę bez sensu, ale pisałam to od razu po moim treningu i mogłam nie do końca pisać składnie, mam nadzieję, że zrozumiesz ;3
Być może ominęłam jeden rozdział, dawno mnie tu nie było, więc wszystko możliwe, zaraz to nadrobię ♥

blablabla pisze...

genialny rozdział , świetnie piszesz.
i jeszcze jazda na deskorolce uwielbiam to ♥

zapraszam do siebie http://smileehappyy.blogspot.com/
Wesołego nowego roku i szalonego Sylwestra ^^

Rubinaz pisze...

Dziękuję ♥ Zajrzę do Ciebie na pewno ;)
WZAJEMNIE :D

Anonimowy pisze...

zajebiście <3.Kiedy kolejny ?

Rubinaz pisze...

Dziękuję <33 Postaram się, żeby jak najszybciej ^^

iiSophiie pisze...

świetnie !! Miło by było gdybyś odwiedziła również mojego www.iisophiie.blogspot.com , zaczynam pisać opowiadanie o One Direction.

Rubinaz pisze...

Dzięki ; ** Na pewno wpadnę ^^

Hatred Or Evil pisze...

Super jak zwykle<3

Anonimowy pisze...

Super. bede wpadac czesciej.



czarne-obcasy.blogspot.com

Danishsingh pisze...

Nice Blog Thanks for sharing.
marketing automation tools india
all india database

Prześlij komentarz