piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 4

 Obudziłam się tuląc do siebie moją poduszkę. Wygramoliłam się z pościeli i się przeciągnęłam. Zerknęłam na moją komórkę, która wskazywała godzinę 8:30. Co?! Jak sięgam pamięcią tak wcześnie nie wstaje. Po chwili zastanowienia stwierdziłam jednak, że o dalszym spaniu nie ma mowy. Moje ciało kategorycznie odmawiało kolejnej dawki wypoczynku, zamiast tego domagało się sportu. Wyskoczyłam jak z procy i poszłam wziąć prysznic, ponieważ wczoraj wieczorem Jake odwiózł mnie dopiero o 22, bo nad jeziorem zdążyliśmy się powpychać do wody i o wsiadaniu do auta chłopak nie chciał nawet słyszeć. No przecież to jego auto, a co by się wtedy stało z tapicerką? Ahh, faceci... Mimo wszystko cały czas przegadaliśmy. Naprawdę dobrze się wczoraj bawiłam. Ostatni raz tak dobrze spędziłam czas kiedy chodziłam z Then'em... Ale on to przeszłość, nie ma co wspominać. Po szybkim prysznicu ubrałam się i wzięłam deskę pod pachę. Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę skateparku, którego nie widziałam od wieków. Then nie pochwalał mojej pasji do deskorolki, więc nie jeździłam, ale czas to zmienić. Poza Liz i pasją do deski wszystko się zmieniło. Po krótkiej jeździe na deskorolce ulicami miasta dotarłam do skateparku. Ukochany skatepark w Dallas. Kochałam to miejsce. W skateparku był tylko jeden chłopak, który usiadł na jednej z ławek i rzeźbił do kogoś sms'a. Twarz przysłoniętą miał czapką więc nie mogłam go rozpoznać. Nagle dostałam sms'a. Prawie spadłam z deski. Otworzyłam wiadomość.
Jake: Wstawaj śpiąca królewno. Wbijaj do skateparku! ;D
 Chłopak obejrzał się w moją stronę i ujrzałam jego znajomą mordkę. Wyszczerzył się i podszedł ciągnąc za sobą deskę.
 - Hej, ty to masz ruchy. Dostałaś sms'a i już jesteś - powiedział Jake.
 - No jasne, zawsze spoko - pokazałam mu język. - Nie wiem co mi się stało. Wstałam o 8:30 i to bez pomocy budzika.
 - Widzisz, jak chcesz to potrafisz. Nie mówiłaś mi, że jeździsz. - chłopak wskazał na moją deskę.
 - Jakoś wypadło mi z głowy... I tak w sumie to już kilka lat nie jeździłam - przyznałam i spojrzałam na chłopaka spod mojego daszka od czapki.
 - To zaraz sprawdzimy ile pamiętasz - przybił mi żółwika i rozpoczęliśmy jazdę.
 Najpierw zrobiłam ollie'go, potem zrobiłam na desce kilka kickflipów. Następnie kilka frontsidów i backsidów. Zrobiłam nawet Quin flipa. Po krótkim przypomnieniu przeszliśmy na rampę gdzie przypomniałam sobie jak wyskakiwać z deską. Na sam koniec zostawiliśmy sobie handraile, które zawsze były moją specjalnością. Bez problemów przejechałam po rurce i usiadłam na ławce razem z Jake'iem.
 - No, nieźle - powiedział chłopak zdyszany.
 - Nieźle? Chłopaku, ja nawet zadyszki nie dostałam! - powiedziałam szczerząc się.
 Chyba nie jestem w stanie zapomnieć o skateboardingu, to moja pasja. Myślałam, że po takim czasie zapomnę wszystkich tricków, a co dopiero ich nazw, jednak okazało się, że pamiętam je tak dobrze jak alfabet. Czułam się świetnie mogąc położyć nogi na chropowatej powierzchni mojej deski.
 - Jesteś dobra, diabelnie dobra. Od kiedy jeździsz? - zapytał Jake.
 - Jeżdżę od kiedy skończyłam 7 lat. Moje początki były wręcz komiczne. Nie umiałam się nawet odepchnąć tak, żebym nie wylądowała na tyłku. Moja mama nie była zadowolona z tego jakie hobby sobie wybrałam, za to tata, który jak był młody był skatem, wydawał się ze mnie dumny i wspierał mnie w mojej pasji. To on kupił mi pierwszą dechę. Ogólnie lubię wszystko co ma kółka - zaśmiałam się na co Jake mi zawtórował.
 - Ja zacząłem jeździć kiedy skończyłem 15 lat. Moje 6 lat praktyki przy tobie to pikuś.
 - Nie jest źle. Masz dopiero 21 lata. Jeszcze masz kupe czasu ma doskonalenie się - powiedziałam szczerze.
 Rozmawialiśmy jeszcze jakieś półgodziny i ponownie zaczęliśmy jeździć. Przed godziną 10 zaczęli się schodzić ludzie. Ich męska część ciągle na mnie pogwizdywała z uznaniem. Niespodziewanie wśród nich zobaczyłam Max'a. Boże, jak ja go nie cierpię... Niech to będzie ktokolwiek inny tylko nie on. Przypomniało mi się jak kiedyś kumplował się z Then'em. Wtedy jeszcze nie brał sterydów na przyrost mięśni, a teraz wygląda jak jakiś osiłek, który wyszedł z poprawczaka. Jeszcze ta głowa zgolona na łyso, normalnie jak kryminał. Miałam ochotę odjechać stamtąd jak najszybciej gdy skierował swoje kroki w moją stronę. Stanęłam i czekałam, a po chwili dołączył do mnie Jake.
 - Wszystko ok? - zapytał, a ja w odpowiedzi tylko pokiwałam przecząco głową.
 - Sam, wiesz gdzie jest Then? - zapytał Max.
 - Skąd mam to wiedzieć? Nie jestem jego niańką... - powiedziałam wyzywającym tonem czego od razu pożałowałam, bo Pan Cegła spojrzał na mnie krzywo.
 - Wiem, że się z nim widziałaś, nie ściemniaj.
 - A czy ja powiedziałam, że go nie widziałam? Słuchaj uchem, a nie swoimi mięśniami na sterydach - tłumek gapiów wybuchł śmiechem, ale pod naciskiem wzroku Max'a od razu się uciszył.
 - W co ty pogrywasz głupia suko? Prosisz się o manto - Jake od razu zesztywniał gdy usłyszał słowa łysego, wpatrywał się w niego z obrzydzeniem w oczach.
 - Ja się nie proszę, to ty chcesz zaimponować innym bijąc dziewczynę. Myślałam, że stać cię na coś więcej Max.
 - Mów, gdzie jest Then!
 - Zluzuj majty, jakbym wiedziałam to bym powiedziała - rzuciłam mu groźne spojrzenie.
 - Ta babka dla której zostawił cię Then była lepsza od ciebie. Dobra 40-stka nie jest zła w porównaniu z taki wrzodem na dupie jak ty - z jego słów kapała nienawiść.
 - Odpieprz się od niej koleś. Jak tak cię ta 40-stka podnieca to do niej idź, mi nic do tego, ale odczep się od Sam. Ty nawet nie zasłużyłeś żeby ją znać, kupo mięcha - tym razem to był Jake. Zdziwiła mnie jego postawa, a jednocześnie zaimponowała mi. - Gratuluje odwagi, współczuje głupoty. Sterydy ci chyba mózg wyżarły, bo dla twojej wiadomości groźby są karalne, a tu każdy nagrywał co odpierdalasz.
 - Pożałujesz tego laluś, a z tobą Sam jeszcze nie skończyłem - Max cofnął się w tłumek biorąc z bara każdego kto zastąpił mu drogę.
 - Tylko mi nie mów, że się z nim kiedyś spotykałaś - powiedział Jake i uśmiechnął się krzywo.
 - Chyba by mnie musiał rozum opuścić, żebym spotykała się z tym... czymś - nie znalazłam nawet słów, żeby trafnie opisać tego debila.
 Po konfrontacji z Max'em odechciało mi się wszystkiego, poszliśmy jeszcze z Jake'iem na lody i wróciłam do domu. Nie byłam w stanie skoncentrować się na słowach chłopaka, ciągle odtwarzałam sobie w głowie słowa Max'a "Dobra 40-stka"... Nie widziałam czy się wkurzać czy śmiać, przecież to chore, żeby 19-latek chodził z taką starą babą! Wróciłam czym prędzej do domu i dopadłam do mojego laptopa. Kiedyś Then logował się na swoją pocztę przy mnie i zobaczyłam jak wpisuje hasło. Nie zrozumcie mnie źle, nie podglądałam, ale kiedy wstukał datę kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić zrobiło mi się ciepło na sercu. Zaczęłam poszukiwania od jego poczty, hasło pasowało. Pobieżnie przejrzałam wiadomości aż natknęłam się na coś ciekawego - portal randkowy. Otworzyłam wiadomość, w której wyświetliło się zdjęcie jakieś starej rury. Obok był wypisany jej wiek, zawód, miejsce zamieszkania i e-mail. Baba miała 43 lata, była kasjerką w Tesco, mieszkała w Atlancie a jej e-mail był rozbrajający - slodkalandryneczka_20@gmail.com . Ale to jest jeszcze nic w porównaniu z jej wiadomością.
 Jessica pisze...
Kochanie, kiedy w końcu do mnie przyjedziesz? Ja tak chcę mieć Ciebie obok. Mam nadzieje, że rozprawiłeś się z tą dziwką, jak jej tam, Sam? Biedaczku, uczepiła się Ciebie jak rzep psiego ogona, ale w sumie mogłeś od razy jej powiedzieć, że jej nie chcesz. Z tego co mówiłeś to jest brzydka jak noc. Przyjeżdżaj jak najszybciej! Czekam na ciebie, kupiłam sobie nawet lateksowy strój specjalnie dla ciebie. Pamiętasz ten link który mi wysłałeś z tym skąpym strojem pielęgniarki? Wyobraź sobie mnie w nim, a jak przyjedziesz porównamy twoje wyobrażenie z rzeczywistością. Kocham! 
                                                                                                                                Jess
Ja pierdole... Teraz to chyba nic nie jest w stanie mnie zdziwić. Jak pokaże to Liz to ona chyba padnie. Zrobiłam zrzut ekranu i wylogowałam się z poczty. Miałam zamiar wejść jeszcze na ten portal randkowy, ale zrezygnowałam, tyle ile wiem mi wystarczy. Teraz to się brzydzę tego gnoja.  Jak ja mogłam przez niego wylać tyle łez?! Boże, moja głupota była porażająca. W dodatku ten cholerny Max, który wcina się jak stringi w dupę. Dlaczego chciał wiedzieć gdzie jest Then? Coś mi mówiło, że się tego nie dowiem...
* * *
miesiąc później...
 Jest środek maja, za dwa tygodnie zakończenie roku szkolnego. Dopiero tydzień temu Max przestał na mnie posępnie patrzeć i zaczął mnie najzwyczajniej w świecie olewać, i bardzo dobrze. Pewnie spotkał się z Then'em i nie byłam mu już do niczego potrzebna. Co jakiś czas dostawałam od mojego ex jakieś liściki lub wiadomości na fejsie. Wszystkie miały podobną treść: "Kocham cię", "Daj mi ostatnią szansę", "Zachowałem się jak idiota", "Przepraszam"...
Nie chciało mi się nawet tego czytać więc tylko pobieżnie obiegałam wzrokiem całe wiadomości wyłapując tylko niektóre słowa. Pokazałam Liz wiadomość od Słodkiej Landryneczki... Moja przyjaciółka była bardziej wkurzona niż ja kiedy to zobaczyłam, wypowiadała wszystkie przekleństwa i obelgi pod adresem Then'a, które przyszły jej na język. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju, dlaczego Then to zrobił... Przecież dobrze nam się układało, nie kłóciliśmy się i byliśmy uważani za najbardziej dopasowaną parą w szkole. Spotykaliśmy się przez ponad 2 lata i nie przychodziło mi do głowy czemu się tak zachował. Widocznie mimo tych 2 lat, nie znałam go prawie wcale. Zaczęłam ostatnio spędzać czas z Jake'iem. Naprawdę się zaprzyjaźniliśmy pomimo, że nasze pierwsze spotkanie tego nie wróżyło.
 - Kiedy jedziesz do rodziców? - zapytał Jake kiedy siedzieliśmy u niego w mieszkaniu i piliśmy zimną lemoniadę.
 - Zaraz po zakończeniu roku.
 - Myślałem, że jedziesz do Londynu.
 - Bo jadę - powiedziałam popijają łyk napoju. - U rodziców zatrzymam się tylko na dwa dni i z Chicago polecę do Londynu.
 - Mam pewien pomysł - na twarz chłopaka wkradł się uśmieszek, więc nie wiedziałam czego mam się spodziewać.
 - Wal.
 - Ja też będę leciał do Londynu, planowałem w tym tygodniu, ale kiedy powiedziałaś, że po końcu roku też będziesz tam wyjeżdżać, stwierdziłem, że dwa tygodnie w te czy we w te mnie nie zbawią. Cofnąłem rezerwacje swojego biletu i pomyślałem, że mógłbym go zabukować na ten sam dzień i godzinę co ty. Tylko czy chcesz..? - chłopak zakończył swoją wypowiedz i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami.
 Nie dane mi było odpowiedzieć, bo zadzwoniła komórka Jake'a.
 - Moment - powiedział i odebrał telefon. - Halo?... Hejka, jak leci?... Tak, tak, oglądałem, było świetnie.... Kiedy wracacie do Londynu?... Dobrze się składa, bo ja postanowiłem trochę dłużej zostać w Dallas.... Jak się spotkamy to ci wszystko opowiem - chłopak się zaśmiał. - Dobra, trzymaj się, pozdrów ode mnie wszystkich.... Spoko, dam radę załatwić, siema - Jake nacisnął czerwoną słuchawkę i odłożył swój telefon na stolik do kawy.
 - Przepraszam, to był mój kumpel, dawno się nie widzieliśmy, a i porozmawiać przez telefon nie ma kiedy, sorki.
 - Spoko, rozumiem - powiedziałam uśmiechając się. - A co do tego Londynu, to myślę, że to świetny pomysł. Skoro i tak mamy tam oboje lecieć to możemy lecieć razem.
 - Właśnie o tym samym pomyślałem. No dobra, a teraz coś gorszego... Sprawy organizacyjne. Musisz mi powiedzieć jakim masz numer lotu, jaki samolot, z jakiego lotniska odlatujesz, kiedy i o której godzinie, a także jakie masz miejsce w samolocie.
 - Prawdę mówiąc to nie zabukowałam jeszcze biletu... - uśmiechnęłam się nieśmiało, bo Jake wydawał się dobrze obeznany ze wszystkimi sprawami dotyczącymi podróży samolotem, które ja znałam tylko pobieżnie. Nawet nie wiedziałam jak dokładnie przebiega odprawa.
 - To mamy ułatwione zadanie - stwierdził krótko i uruchomił swojego laptopa. Wybraliśmy klasę ekonomiczną, ponieważ zgodnie stwierdziliśmy że nie trzeba wydawać fortuny na jednie 8 godzin lotu. Bilety zabukowaliśmy na 3 czerwca. Dobrze się składało, bo 31 maja był koniec roku, po końcu roku pojadę na weekend do moich rodziców i wylecę do Londynu. Wzięliśmy dwa bilety w jedną stronę, bo nie wiedziałam jak długo chcę zostać w Londynie, więc uznałam, że to najlepsze rozwiązanie. Wylot mieliśmy o godzinie 5:45, a planowany przylot do Londynu był planowany na godzinę 14. Wiedzieliśmy, że mogą być opóźnienia, ale to raczej nie był jakiś wielki problem. Sprawnie zarezerwowaliśmy dwa miejsca obok siebie i ponownie wrócilismy do rozmowy.
 - Sam? - zaczął Jake.
 - Hmm?
 - Ten Then dalej do ciebie pisze?
 - Tak, zaczyna mnie to wkurzać.
 - Szczerze mówiąc chyba go rozumiem - powiedział chłopak i się uśmiechnął.
 - Oświeć mnie, bo ja nie wiem. Najpierw mnie zostawił, a teraz nagle chcę żebym do niego wróciła, to się nie trzyma kupy - nie rozumiałam jak można uzasadnić zachowanie Then'a.
 - Pomyśl, rzeczywiście, odjebał maniane, ale może ta "słodka landryneczka" to był tylko jakiś głupi zakład, chociaż nie, nie będę usprawiedliwiał tego gnoja - zachichotał. - Ale poniekąd go rozumiem. Jesteś świetną dziewczyną i każdy facet by żałował gdyby stracił taką kobietę jak ty - powiedział i spojrzał na mnie nadal z uśmiechem na twarzy. Nie wiedziałam jak mam to odebrać, czy mam podziękować, czy co?
 - Przesadzasz, nie jestem taka "świetna" - nakreśliłam w powietrzu cudzysłów. - Ale to było miłe, dzięki - uśmiechnęłam się.
 - Nie przesadzam - Jake śmiesznie ruszył brwiami, a ja rzuciłam w niego poduszką, która leżała na kanapie. - To ja cię komplementuje, a tu rzucasz we mnie poduszką? - powiedział i rzucił się na mnie z drugą poduchą. Po chwili byliśmy pochłonięci walką na poduszki. Po kilku minutach się nam to jednak znudziło i dopiero wtedy zorientowaliśmy się, że jesteśmy na podłodze. Spojrzałam na mój zegarek na nadgarstku - 14: 56. Cholera, za 4 minuty zaczyna się powtórka transmisji z koncertu One Direction.

 - Jake? Masz program MTV co nie?
 - No jasne, a co? - zapytał. Zrobiłam słodkie oczka i odpowiedziałam.
 - A mogłabym obejrzeć u ciebie transmisje z koncertu 1D?
 - Jasne - powiedział i włączył telewizor pilotem, który w magiczny sposób znalazł się z nami na podłodze.
 Chyba Jake nie wiedział w co się pakował, ale byłam mu wdzięczna. Przy każdej kolejnej piosence chłopców z 1D krzyczałam z zachwytu, a Jake jednak to znosił, później nawet do mnie dołączył przedrzeźniając mnie. Przy nim mogłam być sobą, akceptował mnie i moje zachowania całkowicie, a ja nie musiałam niczego przed nim udawać. Przyznam, że jest on pierwszym chłopakiem, przy którym czuje się taka... Taka wolna. Bez skrępowań i bez hamowania się. Then był moim chłopakiem, ale jednak przy nim zachowywałam się z rezerwą, byłam bardziej uległa, nie wyrażałam całej siebie. Siedziałam z Jake'iem do końca koncertu oboje nawet przy końcu zaczęliśmy śpiewać wszystkie piosenki jakie chłopaki na ekranie grali, naprawdę fajnie spędziłam dziś czas, ale to chyba tylko dzięki Jake'owi.
 - Czemu ja z tobą zawsze się tak dobrze bawię? - powiedziałam wstając z podłogi.
 - To mój wrodzony urok osobisty - powiedział chłopak z krzywym uśmieszkiem.
 - Och, to ciekawe, bo tego jeszcze nie zauważyłam - odgryzłam się, jednak chłopak się nie zraził. Jake wstał z ziemi i podał mi moją torebkę, którą zostawiłam na jego kanapie. - Oo, dzięki, zupełnie o niej zapomniałam.
 - A tak w ogóle jak ty chcesz się dostać do rodziców do Chicago? - zapytał.
 - No nie wiem, albo pociągiem, albo autobusem, a co? 

 - Mógłbym cię zawieść, ja bym się też tam mógł zatrzymać, na pewno znalazłbym jakiś hotel.
 - No co ty, nie chcę żebyś mnie woził, nie jesteś przecież moim szoferem, żeby mnie wozić tam gdzie ja chcę. Nie chcę ci robić kłopotu - powiedziałam do chłopaka i położyłam mu rękę na ramieniu.
 - To nie jest żaden kłopot! W sumie to ma same plusy. Po pierwsze przecież akademik musisz opuścić po końcu roku więc nie zostawisz tam rzeczy, a będziesz się tłukła z tyloma walizkami w pociągu czy autobusie?
 - Jezu, kompletnie o tym zapomniałam... W sumie część rzeczy mogłabym zostawić u Liz, wiem, że ona już znalazła sobie jakieś małe mieszkanko do wynajęcia - pomysł Jake'a nie był taki zły, ale nie chciałam nadużywać jego dobrych chęci.
 - Oj, przestań chrzanić. Spakujesz wszystko, ja cię zawiozę do twoich rodziców, a po weekendzie polecimy z Chicago do Londynu. I po drugie i tak bym musiał jechać do Chicago, bo przecież w poniedziałek mamy samolot do Londynu. A po trzecie lubię jeździć samochodem, zwłaszcza z tobą - zaśmiał się.
 - No dobra, ale pod jednym warunkiem...
 - Jakim?
 - Nie będziesz spał w żadnym hotelu. Zajmiesz pokój gościnny w domu moich rodziców - ciężko było mi powiedzieć "moim domu". Nie miało to dla mnie sensu chociaż spędziłam tam większość swojego życia, nie czułam się zbytnio przywiązana do tego miejsca.
 - Spoko, jeśli twoi rodzice nie wywalą mnie za drzwi - powiedział uśmiechając się ironicznie.
 - Nie zrobią tego - podeszłam do chłopak i dałam mu buziaka w policzek. - I dzięki, za wszystko. Pa. - pomachałam mu jeszcze i wyszłam z jego mieszkania.
 Po dziesięciu minutach drogi byłam już w domu. Wpadłam do mojej sypialni i wyjęłam wszelkie torby podróżne i walizki jakie miałam. Otworzyłam także moją szafę z ciuchami. Kilka miesięcy temu wyrzuciłam z niej kilka niepotrzebnych, starych szmat więc były w niej luzy. Stwierdziłam, że przy odrobinie szczęścia uda mi się to upchnąć w dwie największe walizki. Prawdziwym wyzwaniem były buty. Szpilki, trampki, koturny, adidasy, sandały, klapki, botki i baleriny... Przejrzałam je i odrzuciłam na stosik moje stare koturny, 2 pary znoszonych trampek, za małe klapki i botki, od których bolały mnie nogi i których już nigdy bym nie założyła - te rzeczy są do wyrzucenia. Resztę swoich butów już włożyłam do wielkiej torby podróżnej, w której ku memu zdziwieniu się zmieściły. 2 walizki i torba... Póki co nie jest źle. Wyjęłam jeszcze z szafy mój plecak i postanowiłam, że w nim umieszczę swoje torby i torebeczki, no i może skrzyneczkę z biżuterią. Jedyne co zostałoby do spakowania w moim mieszkaniu to zdjęcia, figurki, laptop, budzik i moje książki (oczywiście nie szkolne, one niedługo wylądują w koszu na śmieci). Laptop miał swoją osobną torbę, a zdjęcia i figurki także powinny się zmieścić w plecaku. Miałam jakieś 15 książek i nie miałam pomysłu gdzie mogę je spakować. Postanowiłam, że spakuje je do kartonu i wyślę do moich rodziców pocztą. Co do budzika to jego gdzieś upchnę, albo i wywalę, chociaż było mi go szkoda, bo przeszedł ze mną tyle co mało kto. Kilka razy uderzył o ścianę, spadał na podłogę i był uderzany książkami. Chyba jeszcze żaden budzik nie był taki wytrzymały. Na koniec tylko ułożyłam sobie w głowie wszystko co wymyśliłam i skończyłam z tym pakowaniem. Dobry plan to podstawa. Usiadłam na kanapie przed telewizorem i już miałam go włączyć gdy usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Spojrzałam na ekran, jednak nie wiedziałam co to za numer. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.

PUŚĆ TO 
 - Halo?
 - Dzięki Bogu, myślałem już, że Max podał mi zły numer - to był Then! Co on ode mnie chce!? - Proszę, tylko się nie rozłączaj.
 - Och, niby czemu? Ostatnie czasy chyba wolałeś tą zasuszoną pindę, a teraz mnie prosisz, żebym się nie rozłączała.
 - To dla mnie bardzo ważne.
 - A zastanawiałeś się kiedyś co jest ważne dla mnie, kochałam cię, a ty... A ty mnie zostawiłeś  samą, miałeś mnie gdzieś - wyrzucałam z siebie cały swój gniew.
 - Przepraszam, zachowałem się jak idiota, byłem palantem. Zrozumiałem ile dla mnie znaczysz dopiero gdy cię straciłem. Wiem, że na ciebie nie zasługuję. Jesteś dla mnie za dobra. Jestem wdzięczny losowi, że miałem okazję poznać tak cudowne stworzenie jak ty. Nie wiem czemu wyjechałem do Jess... nie rozumiem tego. Max twierdził, że mnie zdradzasz, a ja chyba chciałem się odegrać. To było bez sensu. Zachowałem się jak bym był w przedszkolu. Wiem, że mnie nie zdradziłaś, wiem, bo jesteś bardzo oddana gdy kogoś kochasz. Żałuje tylko, że musiałaś cierpieć z powodu tego oddania, że musiałaś cierpieć przez takiego kretyna jak ja - usłyszałam dźwięk przeładowywanego pistoletu.
 - Then, co ty zamierzasz zrobić? - byłam wstrząśnięta, on chyba nie chce...
 - Pora zakończyć to tam, gdzie się zaczęło. Już nigdy nie będziesz cierpiała z mojego powodu. Chcę wyłącznie twojego szczęścia. Wiedz tylko, że bardzo cię kocham. To chyba najsilniejsze uczucie jakie kiedykolwiek czułem. Bez ciebie me życie nie ma sensu więc po co JA mam dalej żyć? Obiecaj mi tylko, że nigdy o mnie nie zapomnisz, to jedyne czego chcę.
 - Nie proszę, Then! Nie możesz tego zrobić! Pogadajmy o tym, spotkajmy się, ale nie rób sobie tego! Nie rób tego swoim bliskim! Nie rób tego mi! - poczułam jak do moich oczy wzbierają łzy. Mimo, że uważałam go za gnoja, pewna część mnie nadal była z nim związana, teraz ta część przeważała nad wszystkim.
 - Nie, Sam, dla nas nie ma już dobrego zakończenia. Przez to co zrobiłem i ja i ty, tylko cierpimy. Nie mogę tego dłużej ciągnąć - westchnął.
 - Nie, Then, ty nie wiesz co robisz, proszę Then... - rozłączył się.
 Wybiegłam z domu i zbiegłam po schodach. "Pora zakończyć to tam, gdzie się zaczęło" - od razu zorientowałam się, że chodzi o park, w którym oficjalnie zostaliśmy parą. Pędziłam ile sił w nogach czując słone łzy spływające po moich polikach. W parku byłam po chwili. Stałam na środku chodnika nie wiedzą gdzie dalej iść. Nagle usłyszałam strzał. Ptaki poderwały się do lotu szczelnie zasłaniając słoneczne niebo. Popędziłam w kierunku, z którego dobiegł strzał. Znalazłam się pod wierzbą. Patrzyłam się przed siebie nie mogąc się ruszyć. Zobaczyłam Then'a. Z jego głowy płynęła krew. Nagle z jego dłoni wypadł pistolet, a on sam osunął się na kolana. Widziałam jak jego mięśnie wiotczeją i ciało opiera się o pień wielkiego drzewa. Nagle się ruszyłam. Pobiegłam do chłopaka i chwyciłam jego twarz w dłonie. Jego oczy były otwarte i patrzyły się wprost na mnie. Widziałam jak jego tęczówki powoli szarzeją zmieniając błękit oceanu w szarą breje. Słone kropelki wydostające się z moich oczu spadały na jego koszulkę, na tę koszulkę, w której tak uwielbiałam go widzieć. Nagle Then się zakrztusił, momentalnie na niego spojrzałam. Ruszał ustami, jednak mówił tak cicho, że nie mogłam go zrozumieć. Zbliżyłam swoje ucho do jego warg.
 - Kocham... cię Sam... Może...spotkamy się... kiedyś... po - zakaszlał. - drugiej stronie.
 Nie byłam w stanie odpowiedzieć, nie zdążyłam. Jego powieki opadły i zakaszlał po raz ostatni. Wzięłam jego głowę na kolana, nie zważając, że moje nogi robią się czerwone od krwi, która wypływa z Then'a. Po prostu siedziałam patrząc na niego i nie mogą zrozumieć, że tak zakończył swe życie. I to przeze mnie, bo gdybym chociaż dała mu szanse wszystko wyjaśnić... Może to by się tak nie skończyło. Dalej płakałam i na niego patrzyłam, a do moich uszu docierało tylko echo syreny policyjnej i wycia ambulansu. Nagle jacyś ludzie mi go zabrali...

_________________________________________________________________
W końcu jest. Już od jakiegoś czasu myślałam nad tym żeby się do tego zabrać, ale nie miałam czasu - szkoła, treningi i inne pierdoły. Nie miałam nawet czasu wejść na bloga i życzyć Wszystkim Wesołych Świąt, ale chociaż mogę Wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku ♥ Spełnienia marzeń i dotrzymania obietnic noworocznych. ^^ Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał ;) Jeśli już tu jesteście i to czytacie to zostawcie po sobie komentarz ;D

wtorek, 4 grudnia 2012

Rozdział 3


Ech, zaczął się tydzień. Wszystko było do bani. Najpierw ten cholerny test z matmy, następnie rozprawka z polskiego i przeprowadzenie tego idiotycznego eksperymentu na chemii. Chyba nigdy w życiu tak nie chciałam wakacji jak teraz. Poza tym bieganie z jednego końca szkoły na drugi ze zwichniętą kostką także nie jest zbyt przyjemne. Ten tydzień dłużył mi się i dłużył, a ostatni dzwonek w piątek był niczym zbawienie.
- Gdzie się dzisiaj wybierasz z Kris’em? – zapytałam Liz po szkole.
- Chciałabym wiedzieć, ale ma to być niespodzianka – w powietrzu nakreśliła cudzysłów. – A Dan się odzywał?
- Pss, co ty. Nawet na wiadomość na fejsie mi nie odpisał. Typowy przykład faceta bez jaj – prychnęłam.
- Proszę cię, on jest żałosny. Najpierw zarywa, a nagle ma wszystko w dupie i nawet nie da znaku życia. Im dłużej nie odpisuje tym większe mam wrażenie, że on to Then…
- Nie tylko ty – przyznałam przyjaciółce racje.
Pożegnałam się z nią i poszłam do swojego lokum. Pierwsze na co miałam ochotę to długi, ciepły prysznic. W gorących strumieniach wody stałam niecałą godzinę. Gdy wyszłam z kabiny całe lustro było zaparowane. Otulona w ręcznik zaczęłam zmazywać parę wodną ręką. Kiedy lustro było względnie wytarte zaczęłam przyglądać się swojemu odbiciu. Na linii włosów zauważyłam mały, czerwony punkcik. Fuck, kolejny pryszcz. Mała skaza została od razu potraktowana przeze mnie wszelkiego rodzaju specyfikami jakie miałam. Następnie wysuszyłam włosy i ubrałam bieliznę. Wyszłam z łazienki i poszłam sprawdzić co mam do jedzenia w lodówce. Na moje szczęście była jeszcze paczka mrożonych frytek. Wyłożyłam je na blaszkę i włączyłam piekarnik żeby się nagrzał. Poszłam do sypialni i właśnie gdy miałam podchodzić do szafy dostałam sms’a od Jake’a.
Jake: Co porabiasz? ;D
Ja: No wiesz, właśnie paraduje po domu w bieliźnie i przerwałeś mi czynność noszącą nazwę „ubieranie się” ;p
Odpowiedz przyszła niemal natychmiast.
Jake: Oh God Why? Czemu mnie tam nie ma! xD
Ja: Może to i lepiej, bo moja zajebistość mogłaby cię zakompleksić xP
Jake: Oj dobra złośnico ;) Wrzuć na luz, piszę tylko żeby się zapytać czy nasze spotkanie jest aktualne.
Ja: Tak, a czemu by nie? ;D O 16.00 jutro bądź pod moim akademikiem i pójdziemy gdzieś gdzie ty wybrałeś… No właśnie, powiedz gdzie idziemy ^^
Jake: Nie, bo wtedy to nie będzie niespodzianka :D
Ja: Co wy faceci macie z tymi niespodziankami…
Jake: Jutro się widzimy, siemson ;D
Ja: Yep, narara :P
Po krótkiej wymianie sms'ów wreszcie się ubrałam. Posprzątałam swój artystyczny nieład na biurku i wróciłam do kuchni. Wsadziłam frytki do piekarnika i wróciłam do salonu. Na opakowaniu napisali, że powinny być gotowe za jakieś 20 min więc mam czas aby skorzystać z chwili spokoju i wejść na fejsa. Usiadłam na kanapie po turecku i wzięłam laptopa na kolana. Po chwili mogłam już korzystać z urządzenia. Włączyłam z dysku piosenkę i wbiłam na facebook'a. 1 nowa wiadomość... Podejrzewałam to, jednak zobaczyć coś na własne oczy to co innego...
Dan: Ja przepraszam... Nie chciałem, żeby tak wyszło. Wiedziałem, że gdy powiem ci kim naprawdę jestem to do mnie nie wrócisz. Proszę cię, skarbie, ja tak bardzo cię kocham. Zachowałem się jak idiota, daj mi tą ostatnią szansę, a wszystko ci wytłumaczę.
Chciałabym żeby to był tylko zły sen, ale takie myśli nie mają sensu. Musiałam z nim skończyć.
Ja: Myślisz, że to jakaś pieprzona telenowela?! Zastanów się czego ode mnie oczekujesz... Nasz związek jest już zakończony i wiesz co? To ty go zakończyłeś. Poza tym chyba coś ci się w dupie poprzewracało skoro śmiesz prosić o "ostatnią szansę" po tym co mi zrobiłeś. Żeby ją dostać trzeba sobie na nią zasłużyć, a nie kłamać w żywe oczy. Normalnie zajebiście tą swoją "miłość" okazałeś. Nie chcę cię znać, wyjdź z mojego życia ;/
Szybko wylogowałam się z portalu i nie trudząc się na zamykanie odtwarzacza muzyki trzasnęłam klapą laptopa i odłożyłam go na stolik. Chyba pierwszy raz w życiu byłam wściekła na swoją kobiecą intuicję, która mnie nie zawiodła. Oczy mi się zaszkliły, ale zaczęłam szybko mrugać aby łzy nie popłynęły. Kiedyś obiecałam Liz, że już nigdy nie będę płakała przez Then'a i zamierzałam dotrzymać tej obietnicy. Wróciłam do kuchni i wyłożyłam frytki na talerzyk. Właśnie miałam przed sobą bombę kaloryczną, ale w sumie przez Then'a schudłam prawie 10 kg więc teraz chyba mogę sobie pozwolić, co nie? Szybko zjadłam swój obiad, ponieważ cały dzień nie miałam nic w ustach. Postanowiłam zadzwonić do mojej mamy. Nie widziałam jej 2 lata, a ostatni raz rozmawiałam z nią przez telefon kilka miesięcy temu. Wybrałam numer i przyłożyłam komórkę do ucha. Mama odebrała po 2 sygnale.
            - Tak, słucham? - usłyszałam jej głos.
            - Cześć mamo, to ja - powiedziałam wesoło.
            - Hej kochanie! Boże, jak długo nie rozmawiałyśmy córciu - mama wydawała się równie szczęśliwa co ja.
            - No wiem, dlatego dzwonię. Co u was nowego?
            - Skarbie, u nas wszystko dobrze. Lepiej opowiadaj co u ciebie. Jak w szkole?
            Już miałam powiedzieć mamie o kostce, ale pewnie zamartwiałaby się bardziej niż tego warte.
            - Dobrze, myślę że z moimi ocenami mogę dostać się na praktycznie każdą uczelnię - tak, dobrze się uczę i moi przyjaciele nie wiedzą jak ja to robię, bo prawdę mówiąc mało wkuwam, dużo czasu spędzam na shopping'u, jakoś zapamiętuję to co było na lekcjach.
            - To bardzo się cieszę. A powiedz swojej matce czy masz chłopaka - niemal wyczuwałam jak mama się uśmiecha.
            - No póki co nie, ale w każdej chwili może to ulegnąć zmianie więc lepiej bądź na bieżąco - zaśmiałam się.
            - To co za idiotów masz tej w szkole, że nie robią na tobie wrażenia? Mogę się założyć, że lecą do ciebie jak pszczoły do miodu. Jedynie Then wydawał się normalnym. No właśnie WYDAWAŁ, bo potem gdzieś zniknął. Ciekawe czemu... - słowa mamy odświeżyły wspomnienia.
            Pamiętam jak zadzwoniłam do niej zaraz po tym jak po raz pierwszy Then mnie pocałował. To z nim straciłam dziewictwo. Niby pierwszy raz musi boleć, ale mój był wręcz doskonały. Then w całym swoim mieszkaniu pozapalał świeczki, a drogę do sypialni wyścielił płatkami czerwonych róż. Było wtedy tak romantycznie, czułam że Then to ten jedyny, jednak cholernie się pomyliłam. Po 2 miesiącach od naszego pierwszego razu Then wyjechał. No i teraz wrócił i rozpierdala wszystko co udało mi się poukładać od czasu jego zniknięcia.
            - Sam, jesteś tam? - głos mamy wyrwał mnie z rozmyślań.
            - Tak, tak, tylko się na chwilę zamyśliłam - szybko odpowiedziałam.
            Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
            - Mamo, ja muszę kończyć, pozdrów ode mnie tatę.
            - Dobrze Sam, prześlij ode mnie buziaki Liz. I Sam? Może być przyjechała do nas po zakończeniu roku szkolnego?
            - Mam już wykupione bilety do Londynu, ale mogłabym przyjechać przed wyjazdem na 2 dni jeśli chcecie.
            - Oczywiście, że chcemy! Jak będziesz się do nas wybierała do zadzwoń. Pa słońce.
            - Ok, pa mamo - rozłączyłam się.
            Szybko pobiegłam w kierunku drzwi, za którymi stała Liz. Wystroiła się jak nie wiem.
            - Przyszłam ci przypomnieć, że jutro o 20 u mnie wieczór filmów grozy. Przyjdź z Jake'iem. Będzie fun - uśmiechnęła się.
            - Spoko. A tak w ogóle to czemu ty taka odstawiona? - zapytałam.
            - Kris powiedział żebym się elegancko ubrała, no i jestem, ale za cholerę nie wiem gdzie idziemy.
            - Może jakaś restauracja...
            - Może, zresztą zaraz się przekonam. Ja spadam, pa laska.
            - Trzymaj się, a i miałam ci przekazać pozdrowienia od mojej mamy - powiedziałam kiedy Liz już zbiegała ze schodów, tylko obróciła głowę i się uśmiechnęła.
            Zaśmiałam się pod nosem i zamknęłam drzwi.



* * *
         
            Jestem już gotowa wychodzić. Ciuchy, które wybrałam wczoraj, jakoś tam na mnie wyglądają i czekałam już tylko na Jake'a. O 15:50 dostałam od niego sms'a.
           
Jake: Nie żeby coś, ale jeśli jesteś gotowa to wychodź. Ja już czekam ;)
           
Bez trudzenia się na odpisanie na wiadomość po prostu wyszłam z domu. Gdy byłam na dworze, zauważyłam Jake'a opierającego się o samochód. Miał na sobie jeansowe rybaczki, białą bokserkę, a na nią zarzuconą biało-niebieską koszulę w kratkę z krótkim rękawem. Obrócił głowę w moją stronę, a na jego twarzy pojawił się seksowny uśmiech. Odwzajemniłam gest i zaczęłam iść w kierunku chłopaka.
            - Hejka, dawaj na misia - powiedział i przytulił mnie na przywitanie.
            - Siemka - powiedziałam i objęłam chłopaka.
            Gdy odsunęliśmy się od siebie chłopak zaczął skrupulatnie oglądać mnie od stóp do głów, a nagle zatrzymał się na dekolcie i uśmiechnął się.
            - Jesteś Directionerką?
            - Nie, nie jestem, a łańcuszek kupiłam se tylko dlatego, że mi się spodobał - rzuciłam sarkastycznie. - Patrzysz mi w dekolt i się pytasz... - westchnęłam i złożyłam ręce na piersiach.
            - Ja tylko pytam - uniósł ręce w poddańczym geście. - Gotowa na przejażdżkę? - zapytał otwierając drzwi Lamborghini od strony pasażera.
            - Już myślałam, że nie zapytasz - zgrabnie wsunęłam się na miejsce i zapięłam pasy.
            - To gdzie jedziemy? - zapytałam gdy chłopak usiadł za kółkiem.
            - Nic z tego, niespodzianka to niespodzianka - zaśmiał się, a ja szturchnęłam go w ramię.
            Chłopak wyjechał z parkingu i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy tak wooooolno, że zaczynałam się wkurzać.
           - Moja babcia jeździ szybciej od ciebie - westchnęłam. - Przecież to auto może wiele, wiele więcej.
          - Skoro tak chcesz, to sprawdzimy ile to autko może - Jake uśmiechnął się zadziornie i wcisnął gaz do dechy.
          Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech gdy poczułam jak wciska mnie w fotel. Samochód zgrabnie wyrabiał się na wszystkich zakrętach.
         - A to ci się podoba? - zapytał Jake gdy przekroczyliśmy 250 km/h na liczniku.
         - No jasne, że tak! Prędkość to coś co wręcz uwielbiam - powiedziałam śmiejąc się.
         Adrenalina płynąca z szybkiej jazdy rozprzestrzeniała się po moim ciele wywołując przyjemny dreszcz. Mijaliśmy dalsze odcinki drogi, a ja czułam się niesamowicie. Otworzyłam okno, a moje włosy zaczęły wirować na różne strony. Osiągnęliśmy maksymalną prędkość 330 km/h, a mi było wciąż mało. Uśmiechałam się jak głupi do sera kiedy wiatr lizał moje poliki. Jake wydawał się równie zafascynowany prędkością i nie wyglądał jakby chciał zwolnić. Silnik auta pracował na pełnych obrotach dając nam niezapomniane doznania. Poczucie prędkości było nie do opisania. Obraz za oknami zlewał się w jedną, niezgrabną smugę, z której nie można było nic wyczytać, jedynie pasy wyróżniały się na tle rozmytych kolorów. Chłopak miał pełną kontrolę nad autem mimo zawrotnej prędkości.
          - Myślisz, że powinniśmy zwolnić? - zapytał Jake z łobuzerskim uśmiechem.
          - Niech pomyślę...NIE! - odpowiedziałam z uśmiechem.
          W życiu nie doświadczyła czegoś takiego i okropnym błędem byłoby to przerwać. Wprzedzaliśmy samochody jeden po drugim aż ku mojemu niezadowoleniu Jake zaczął zwalniać.
          - No ej! Co jest do cholery? - zapytałam zawiedziona.
          - Fotoradar za 200 m - zaśmiał się.
          Zerknęłam na nawigację i przewróciłam oczami. Fotoradar naprawdę jest niedaleko. Jechaliśmy 70 km/h kiedy byliśmy blisko radaru. Wystawiłam środkowy palec gdy mijaliśmy to ustrojstwo.
          - No już, nie bulwersuj się. Obiecuję, że następnym razem pojedziemy na tor wyścigowy  - powiedział chłopak.
          - Na tor powiadasz? - uśmiechnęłam się słodko.
          - Tak, na tor - chłopak parsknął śmiechem na co ja odpowiedziałam tym samym.
          Jechaliśmy chwilę w ciszy aż w końcu postanowiłam zarzucić temat.
         - Daleko jeszcze?
         - Nie, już prawie jesteśmy - samochód skręcił w lewo.
         Jechaliśmy jeszcze kilka minut aż wreszcie dojechaliśmy do jakiegoś wielkiego domu.
         - Co to jest? - zapytałam.
         - Restauracja. Tylko nieliczni o niej wiedzą, a jest naprawdę maravilloso(tłum.: wspaniała).
         - Nie mówiłeś, że znasz hiszpański.
         - Prawdę mówiąc nie wiesz o mnie nic poza tym, że jeżdżę na desce, mam Lamborghini i mam na imię Jake - zaśmiał się.
         Miał rację, wiedziałam o nim naprawdę niewiele. Ale wydawał się sympatyczny. Skierowaliśmy swoje kroki do ogromnych drzwi wejściowych. Jake otworzył je zamaszystym ruchem i przytrzymał abym mogła wejść do środka. Wnętrze domu było bardzo przytulne, a w powietrzu było czuć zapach smacznych potraw.
          - Prowadź, bo robię się głodna - powiedziałam.
          - Serio? Przeoczyłaś tą wielką tabliczkę? - zapytał wskazując palcem na tabliczkę w kształcie strzałki z napisem "Restauracja".
          - Oj dobrze, nie wymądrzaj się - pokazałam mu język.
          Poszliśmy do restauracji gdzie każdy zamówił sobie co innego. Podczas czekania na jedzenie jak i jedzenia cały czas rozmawialiśmy, a tematy wcale nam się nie kończyły. Mówiliśmy o wszystkim, o swojej przeszłości, dawnych miłościach, a nawet małych sekrecikach i wtopach. Nim się zorientowałam była 19:30. Jedzenie było tak pyszne, a mi i Jake'owi gadało się tak dobrze, że aż szkoda było wychodzić, no ale Liz chciała żebyśmy przyszli.
          - Rusz swoją zacną dupę, jedziemy do akademika - powiedziałam wstając z krzesła.
          - Ale po co? - zapytał Jake.
          - Niespodzianka - powiedziałam z przekąsem na co Jake tylko wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo.
          - Mógłbyś powtórzyć, bo nie usłyszałam?
          - Ech, chodźmy już - zrezygnowany chłopak zapłacił kelnerowi i wyszliśmy.
          Gdy jechaliśmy samochodem Jake udawał obrażonego, ale gdy zaczęłam śpiewać z radiem Somebody that I used to know Jake się do mnie dołączył.

But you didn't have to cut me off
Make out like it never happened
And that we were nothing
I don't even need your love
But you treat me like stranger
And that feels so rough
No, you didn't have to stoop so low
Have your friends collect your records
And then change your number
I guess that I don't need that though
Now you're just somebody that I used to know
            - Masz zajebisty głos, zastanawiałaś się kiedyś nad zostaniem piosenkarką? - zapytał.
            - I kto to mówi? Ty też nieźle śpiewasz. A co do twojego pytania to tak, zastanawiałam się nad tym jak byłam w gimnazjum.
            - To myśl nad tym nadal, mam kumpli, którzy pomogli by ci się kształcić w tym kierunku.
            - To chyba nie dla mnie...
            - Chrzanisz. Jesteś świetna - chłopak uśmiechnął się do mnie i ruszyliśmy gazem dalej śpiewając wszystkie piosenki, które tylko leciały w radiu.
            Na miejscu byliśmy jeszcze przed 20.
            - A teraz powiesz mi po co tu przyjechaliśmy?
            - Przyjechaliśmy do mojej kumpeli, która zaprosiła nas na wieczór horrorów.
            - O ile dobrze się orientuję, twoja kumpela mnie nie zna.
            - No to cię pozna, idziemy.
            Weszliśmy do budynku. Przeszliśmy na I piętro gdzie zapukałam do drzwi Liz. Otworzyła po chwili.
            - Już myślałam, że nie przyjdziecie, ładujcie się - zaprosiła nas gestem do środka.
            Okna były pozasłaniane granatowymi roletami więc w pokoju było ciemno.
            - My się nie znamy. Jestem Liz, a to mój chłopak Kris - powiedziała moja przyjaciółka do Jake'a i podała mu rękę na przywitanie.
            - Jake - również podał dziewczynie rękę.
            - Siemasz - powiedział Kris i chłopaki przybili sobie żółwika.
            Pomogłam Liz poznosić całe żarcie z kuchni i usiedliśmy na swoich miejscach. Jake zajął miejsce na fotelu znajdującym się po lewej stronie telewizora, a ja usiadłam na tym, który znajdował się po jego prawej stronie. Gołąbeczki usiadły razem na kanapie. Ten "horror" to była jakaś porażka. W ogóle nie był straszny, tylko lała się sztuczna krew o nienaturalnym kolorze. W pewnym momencie usłyszałam dziwny odgłos. Ze zdziwieniem wypisanym na twarzy spojrzałam na Jake'a, który również na mnie patrzył tak samo zdziwiony. Obróciliśmy głowy w stronę kanapy i wszystko się wyjaśniło. Gołąbeczki całowały się bez pamięci mając moją i Jake'a obecność w głębokim poważaniu. Powtórnie spojrzałam na Jake'a i wskazałam palcem na drzwi wyjściowe, które miał za swoimi plecami. Chłopak chyba zrozumiał co mam na myśli, bo pokiwał głową i zwrócił swoje kroki ku wyjściu. Po cichu wyszłam z mieszkania za Jake'iem i zamknęłam drzwi najdelikatniej jak potrafiłam.
            - Uf, jak dobrze, że wyszliśmy. Nie miałam zamiaru oglądać porno na żywo - powiedziałam z ulgą.
            - A wiesz, że to by nie było takie złe - chłopak zaśmiał się, a ja walnęłam go w ramię.
            - No co? Już nigdy więcej mogę nie mieć takiej okazji - powiedział dalej się uśmiechając.
            - Wy faceci... Co jeden to taki sam...
            - Zbastuj. Ja jestem inny i udowodnię ci to. Wsiadaj do auta.
            - No ciekawa jestem co znowu wymyśliłeś.
            - Zobaczysz - pokazał mi swoje białe zęby w uśmiechu i ruszyliśmy.
            No to niespodzianek ciąg dalszy...

* * *
            Mam nadzieję, że Sam się tam spodoba, niedługo będzie zachodzić słońce, więc powinno być niesamowicie. Po 20 min drogi byliśmy na miejscu. Przejechałem przez mały las i dotarłem do jeziora. Słońce odbijało się w tafli wody iskrząc na wszystkie strony. Niebo było pomarańczowe i wyglądało wręcz...magicznie.
            - Jak tu pięknie - powiedziała Sam wysiadając z auta.
            - Czułem, że tak powiesz - mimowolnie się wyszczerzyłem.
            Usiadłem na piaszczystym brzegu jeziora, a po chwili dołączyła do mnie Sam. Dziewczyna położyła swoją głowę na moim ramieniu, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Po chwili objąłem dziewczynę w tali. Dla niej był to pewnie przyjacielski gest, ale dla mnie było to zaspokojenie poczucie jej bliskości.
________________________________________________________________
No i wreszcie jest ;D Wreszcie udało mi się go napisać, nie wyszedł do końca tak jak chciałam, ale mam nadzieję, że Wam się podoba ^^ Nie wiem kiedy kolejny rozdział, bo w szkole mam istny zapierdol -,- Cieszę się, że niedługo święta, w końcu wolne! ;D Wtedy na pewno coś dodam. Komentujcie ♥